czwartek, 21 listopada 2013

63. Siedemset pięćdziesiąt osiem dni.

- Tatusiu!- usłyszałem krzyk córki.
- Co jest skarbeńku?- przytuliłem ją.
- Kiedy przyjdzie ciocia?
- Powinna być za dziesięć minut.- uśmiechnąłem się.- A co, aż tak bardzo śpieszy ci się do mamy?
- Tak.- przytuliła mnie.
- To idź do pokoju po plecak, a jak wrócisz to będziemy się już ubierać.- poczochrałem małej włosy.
Lucy pobiegła na górę, a ja usiadłem na kanapie. Zacząłem się wpatrywać w zdjęcie ślubne. Heidi wyglądała wtedy naprawdę cudownie.
Rozmyślanie przerwało mi pukanie do drzwi. Nie fatygowałem się, żeby otworzyć, bo wiedziałem że to Hanna.
- Hej, gotowi?- zapytała wchodząc z Marco do środka.
- Lucy! Chodź na dół, ciocia i wujek już są.
Moja kruszynka momentalnie znalazła się na dole.
- Marco!- krzyknęła i rzuciła się na niego.
- A ze mną się już nie przywitasz?- zaśmiała się Hannah.
Marco zajął się ubieraniem małej. W tym czasie Han usiadła obok mnie.
- Jak się trzymasz?
- Z każdym dniem jest lepiej, ale to ciągle boli.
- Przykro mi.- spuściła głowę.- Mi też jej brakuje.- spojrzała na zdjęcie Heidi, wiszące na ścianie.
- Najbardziej szkoda mi Lucy, ona prawie jej nie pamięta, ale co się dziwić przecież miała wtedy niecałe cztery lata.- oznajmiłem.
- Dacie sobie radę. Pamiętaj, że ja i Marco zawsze wam pomożemy, Heidi była dla mnie jak siostra, was też traktuję jak rodzinę.
- Dziękuję, to naprawdę wiele dla mnie znaczy.- uśmiechnąłem się do niej.
- Idziemy?- Lucy podbiegła do nas.
- Tak słonko. A co tam masz?- Hannah wzięła ją na ręce.
- Narysowałam to dla mamy, tata mówił, że mama bardzo lubiła te kwiatki. Jak myślisz ciociu, mama jest teraz w niebie?
- Na pewno. Teraz pewnie patrzy na ciebie i się uśmiecha.- pocałowała ją w czoło.
Droga na cmentarz zajęła nam około dwudziestu minut. Na miejscu siedział Lukas. Przywitaliśmy się z nim.
Usiadłem naprzeciwko grobu Heidi i zacząłem znowu pogrążyłem się w myślach.

- Halo?- odebrałem telefon.- Przepraszam Han, ale za bardzo nie mam teraz czasu. Zaraz jadę z Lucy do Heidi.
- Ja dzwonię w tej sprawie. Heidi jest w szpitalu.
- Jak to?! Co się stało?!- wykrzyczałem.
- Miała wypadek, przyjedź jak najszybciej.
- Daj mi dziesięć minut.- rozłączyłem się.
Ubrałem Lucy i w ekspresowym tempie wsiedliśmy do auta. Kiedy zapalałem silnik usłyszałem sms. Był od Hann, wysłała mi adres szpitala.
Lu całą drogę siedziała cichutko. W pewnym momencie bałem się, ze ją zostawiłem.
- Tatusiu.- odezwała się.
- Co jest skarbie?- spojrzałem na nią w lusterku.
- Gdzie jest mama?
- Mama jest w szpitalu, bo źle się poczuła.- skłamałem.
Na miejscu czekała Hannah, Marco i ich synek Kevin oraz rodzina Heidi. Lucy od razu pobiegła do małego i Marco gdzieś z nimi poszedł. 
- Gdzie ona jest?- zapytałem podbiegając do szyby obok drzwi.
- Zabrali ją gdzieś, podobno jest w stanie krytycznym.- powiedziała płacząc.
- Ale przeżyje tak? Ona musi żyć. JA nie mogę jej stracić, my nie możemy jej stracić.
- Nie mam pojęcia Marcel, lekarze dają jej naprawdę nikłe szanse.- usiadła na krześle i schowała twarz w dłoniach.
- Ale...- przetarłem mokry już polik.- Co się stało? Miała iść zrobić tylko kilka zdjęć. Proszę nie mów mi, ze stało się to co kiedyś.
- Chciałabym.- wyszeptała.
- NIE!- wrzasnąłem uderzają pięścią o ścianę.- Nie.
- Marcel...
- Nie uratowałem jej, nie zrobiłem nic, to moja wina.- czułem coraz więcej łez.
- Nie mów tak, nie mogliśmy tego przewidzieć.- do naszej rozmowy wtrąciła się mama Heidi.
- Oczywiście, że mogłem!- podniosłem głos.- Ale nic nie zrobiłem!
- Proszę, nie możesz tak myśleć.
- Niech pani da mu chwilę, jest roztrzęsiony.
Minuty, a później godziny mijały. Żaden lekarz nie wychodził. Lucy zasnęła na kolanach u dziadka. Wszyscy siedzieliśmy jak myszy po miotłą. Co chwilę przecierałem mokre poliki.
Po dokładnie trzech godzinach jakiś lekarz podszedł do nas.
- Co z nią?- wstałem.
- Naprawdę mi przykro. Staraliśmy się robić co w naszej mocy. Niestety nie udało się jej uratować.- oznajmił mężczyzna.
- On nie mówi poważnie, prawda? On nie może mówić poważnie!- osunąłem się po ścianie na podłogę.
Widziałem tylko zamazane postacie, bo wszystko zasłaniały mi łzy.
To nie może być prawda. Ona nie może umrzeć. Nie może. Nie może nas zostawić. To jakieś żarty. Nie...

Dzisiaj mija dokładnie siedemset pięćdziesiąt osiem dni odkąd jej nie ma. Pierwszy rok był dla mnie najcięższym czasem w życiu. Nie mówiąc już o Lu. Mimo, że mała nie wiedziała co to znaczy, ze ktoś umarł, straciła swoją werwę i nie uśmiechała się już tak często. Wszyscy żyliśmy jakbyśmy stracili część siebie. Dokładnie tak się czułem. Teraz jest już lepiej, wiem że Heidi zawsze jest i będzie przy mnie i Lucy. Hanah i Marco też bardzo nam pomagają, nie wiem co bym bez nich zrobił. Oczywiście rodzina też bardzo pomaga. Rodzice  Heidi przeprowadzili się bliżej mnie i Lucy. Często pokazuję mojej kochanej córeczce zdjęcia Heidi, jakieś filmiki. Po prostu robię wszystko, żeby mała wiedziała o niej wszystko co możliwe.

Jednak nie wiem czy kiedykolwiek pogodzę się ze śmiercią najważniejszej osoby w moim życiu...
~*~
wiem zabijecie mnie za to, ale naprawdę w końcu musiałam to zakończyć. Wiem też że chcieliście szczęśliwe zakończenie, ale uznałam że będzie za bardzo banalne XD
co do rozdziału to (możecie mi nie wierzyć) płakałam strasznie. Bardzo się przywiązałam do tego bloga i naprawdę trudno było mi uśmiercić Heidi, z którą poniekąd się utożsamiałam. Może jeszcze kiedyś zrobię kontynuację, musicie śledzić mnie na innych blogach :3

a teraz chciałam wam podziękować za ROK I PIĘĆ MIESIĘCY, przez które byliście ze mną :''3 kocham Was wszystkich bardzo bardzo mocno ♥ dziękuję też za
- 34 obserwatorów ♥
- 829 komentarzy ♥
- 60 000 wyświetleń ♥
- i za te 63 rozdziały, które mogłam dla was napisać ♥

JESTEŚCIE NAJLEPSI! ♥♥♥

P.S. Jeśli dalej chcecie czytać moje wypociny to zapraszam na
kolorujesz mój świat swoimi kredkami ... ♥
* obiecaj, że nie spóźnisz się o całe życie.

niedziela, 17 listopada 2013

PRZEPRASZAM, ŻE NIE DODAWAŁAM NIC, ALE NIE MIAŁAM DOSTĘPU DO LAPTOPA PRZEZ REMONT ;-; W NASTĘPNYM TYGODNIU NA PEWNO COŚ DODAM ♥

piątek, 1 listopada 2013

62. Trzeba zaryzykować, żeby się przekonać.

- Czyli nadal nic?- zapytał zrezygnowany już Lukas.
- Przepraszam.- spuściłam głowę.- A gdzie jest Marcel?
- Pojechał do domu.
- Co?!
- Spokojnie. Zaraz wróci. Mieszkacie razem od jakiegoś czasu, więc pomyślał, że może znajdzie coś co pomoże.
- Aha, ok.- odetchnęłam z ulgą.- Zadzwonię do Hannah, może ona mi trochę pomoże.- powiedziałam i wstałam.- Jak coś to jestem u siebie.
Nie skłamałam. Naprawdę mam zamiar zadzwonić do Han, ale w trochę innej sprawie. Weszłam do pokoju, usiadłam wygodnie na łóżku i wybrałam numer przyjaciółki, jak mi wiadomo.
- Halo?
- Hej, mam do ciebie małe pytanko.
- Co tam ci leży na serduchu?
- Bardzo dobrze mnie znasz?
- Tak.
- I wszystko sobie mówimy?
- No tak, a o co chodzi?
- Trochę głupio mi o to pytać, ale czy ja jestem w ciąży? Bo ciągle źle się czuję, boli mnie głowa, wymiotuję...
- Tak- przerwała mi.
- Naprawdę?! Jejku tak strasznie się cieszę! A Marcel wie?
- Wiem tylko ja, no chyba, że komuś powiedziałaś, od razu uprzedzę twoje kolejne pytanie, nie powiedziałaś Marcelowi, bo chciałaś mu zrobić niespodziankę i powiedzieć to dzisiaj.- oznajmiła.
- Dziękuję ci, przepraszam, ale muszę kończyć bo mnie wołają.
- Wesołych świąt!
- Wzajemnie.- rozłączyłam się.
Wyszłam z pokoju i kiedy podeszłam do schodów, od razu zorientowałam się o co chodzi. Marcel wrócił z jakimś pudełkiem. Pewnie znajdują się tam rzeczy, które mają mi pomóc w odzyskaniu pamięci.
Niestety tego się nie dowiedziałam, bo źle stanęłam i zjechałam na plecach ze schodów uderzając w ostatni stopień głową. W efekcie straciłam przytomność.
- Musimy ją zabrać na pogotowie!- krzyknął Marcel.
- Spokojnie, poczekajcie, budzi się.- odparł Lukas.
- Ale mnie głowa boli!- mruknęłam.
Spojrzałam znacząco na chłopaków, ciekawe kiedy się domyślą.
- Nie ruszaj się, nic sobie nie złamałaś?
- Marcel, wiem że ze mnie łamaga, ale bez przesady.- zaśmiałam się, co poskutkowało dawką ostrego bólu w okolicach skroni.
- Wiesz, że się o ciebie martwię... CHWILA! PAMIĘTASZ?! WIESZ KIM JESTEM?!
- W końcu zauważyłeś.- uśmiechnęłam się i przytuliłam chłopaka.
Lukas oczywiście poleciał wszystkim oznajmić dobrą nowinę.
- Która jest godzina i gdzie wszyscy?
- Prawie dziewiętnasta i wołaliśmy cię bo mieliśmy siadać do stołu.
- A dawno temu mnie wołaliście?
- Jakoś dwadzieścia minut temu.
- Kocham Cię- uśmiechnęłam się.
- Ja ciebie też. Dasz radę wstać?
Oczywiście odpowiedziałam, że tak. Jednak od razu gdy wstałam zakręciło mi się w głowie i nie uszło to uwadze Marcela.
- Tak myślałem.- zaśmiał się.
Wziął mnie na ręce i chwilę później siedziałam przy stole.

- To czas na prezenty.- uśmiechnął się Lukas.
- Tak.- szepnęłam do siebie i złapałam się za brzuch.
Cały czas odkąd się 'wybudziłam' zamartwiałam się czy z dzieckiem wszytko okej. Dyskretnie wysłałam smsa do mojej lekarki z prośbą o krótkie spotkanie jutro. Zgodziła się i od razu mi ulżyło. Miałam przeczucie, że wszystko dobrze z moim maleństwem, ale musiałam się upewnić.
- To kto pierwszy?- zapytał tata.
- Zacznijmy od najstarszych.- zaproponowałam.
Rozdaliśmy rodzicom prezenty, z których byli bardzo zadowoleni. Później swoje paczki dostał Luk, a po nim Leah. Bałam się, ze bransoletka, którą jej kupiłam nie przypadnie jej do gustu, na szczęście tak się nie stało, była nią zachwycona.
- Teraz wasza kolej.- zwróciła się do nas Carmen.
- To ja zacznę.- Marcel wstał z kanapy.
Podszedł do choinki i wziął spod drzewka jakiś mały przedmiot. Nie zdążyłam się mu dokładnie przyjrzeć, bo zrobił to szybko. Podszedł do mnie i uśmiechnął się nerwowo.
- Nigdy nie sądziłem, ze będzie przy tym tyle osób.- zaśmiał się.
Byłam zaintrygowana. Coraz bardziej chciałam się dowiedzieć o co chodzi. Oczywiście nie dawałam tego po sobie poznać.
Blondyn wziął głęboki wdech i klęknął przede mną. Zaczęłam się domyślać, ale przecież to jeszcze nic pewnego...
- Myślałem nad tym już sporo czasu i doszedłem do wniosku, że najwyższa pora. Wiem, ze mamy czas, ale jak najszybciej chcę cię mieć tylko dla siebie. Mam nadzieję, że się nie wygłupię, ale trzeba zaryzykować, żeby się przekonać.- złapał mnie za rękę.- Heidi, wyjdziesz za mnie?- otworzył pudełeczko, w którym znajdował się prześliczny pierścionek.
Moje oczy momentalnie zapełniły się łzami. W tym momencie byłam szczęśliwa, jak nigdy w życiu. Do tego wiedziałam, że on naprawdę tego chce, że nie robi tego, bo jestem w ciąży czy pod innym przymusem.
- Oczywiście, że tak.- odparłam wycierając łzy.
Twarz, teraz już, mojego narzeczonego od razu się rozpromieniła. Założył mi pierścionek i przywarł d moich ust. To wszystko było jak cudowny sen, a jeszcze nikt nie wie, że jestem w ciąży.
Przez kolejne dziesięć minut zbieraliśmy gratulacje. Wszyscy byli szczęśliwi.
- Teraz moja kolej.- uśmiechnęłam się.- Myślę, ze wszyscy się ucieszycie.- przeciągałam.- Jestem w ciąży.
Kolejny raz w ciągu niespełna dwudziestu minut wszyscy zaczęli mnie przytulać i gratulować.
- To zdecydowanie moje najlepsze święta.- Marcel szepnął mi do ucha, łapiąc mnie za rękę.
- Będziemy rodziną i do tego będę ciocią!- ekscytowała się Leah.
W świetnych nastrojach wszyscy przenieśli się do salonu. Ja dołączyłam chwilę później, bo obowiązkowo musiałam zadzwonić do Han, żeby się jej pochwalić. Nieważne, że jutro spotykamy się całą paczką u Marco. Nie wytrzymałabym tyle czasu.
~*~
z przykrością stwierdzam, moi kochani, że to jeden z ostatnich rozdziałów :C niby mogłabym ciągnąć tego bloga, ale byłby straaasznie nudny, bo już praktycznie nie mam pomysłów :c do końca zostało nie więcej niż cztery rozdziały (nie licząc epilogu, jeśli będzie chciało mi się go pisać xd). Mam nadzieję, że nie zawiodę was zakończeniem, na które jeszcze nie mam konkretnego pomysłu c: i że miło wam się czytało rozdziały :3
dobra, bo piszę jakbym już tym rozdziałem kończyła to opowiadanie (co też miałam w planach), a jeszcze trochę mam do napisania :D
Heidi odzyskała pamięć, bo nie chciało mi się znowu powtarzać tego cyklu, ze wszystko sobie przypomina. Jeszcze nie wiem co zrobię, jak Heidi pójdzie do lekarza, żeby upewnić się, co z dzieckiem, ale się zobaczy xd
do następnego misie ♥ #ily


buziaczki :**

czwartek, 24 października 2013

61. Jesteś moją dziewczyną i bardzo cię kocham.

Już jutro wszyscy się dowiedzą, że jestem w ciąży. Nie mogę się doczekać ich reakcji. Mam nadzieję, że Marcel się ucieszy. Teraz wszyscy ubierają choinkę, a ja siedzę i gapię się na brzuch.
- Marcel przytyłam przez ciebie.- stwierdziłam.
- Czemu przeze mnie?- zapytał owijając drzewko łańcuchem.
- Bo wszystko we mnie wpychasz.- zaśmiałam się.
- Martwię się o ciebie, ostatnio ciągle źle się czujesz.
- Siostra daj już spokój chłopakowi.- Lukas wstawił się za Marcelem.- Pomogłabyś nam, a nie z tym wielkim tyłkiem na kanapie siedzisz.
- Ale zaraz dostaniesz za ten wielki tyłek!- podeszłam do niego.
- Też cie kocham, a teraz bierz ostatni łańcuch i nam pomóż.
- Raczej podziękuję. Idę się zdrzemnąć, zrobiłam się trochę senna. Powodzenia z choinką!- uśmiechnęłam się i poszłam do pokoju.
Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.

- Heidi, wstawaj, bo prześpisz cały dzień.- usłyszałam jakiś głos nad uchem.
Przetarłam oczy i podniosłam się.
- Przepraszam, ale kim ty jesteś?- zapytałam chłopaka, dosyć podobnego do mnie.
- O co ci chodzi?- zaśmiał się.
- Proste pytanie, kim jesteś? Nie znam cię.
- Jak to mnie nie znasz? Przecież jestem twoim bratem. Heidi to nie jest zabawne.
- Przecież nie robię sobie z ciebie żartów! Gdzie ja jestem?!
Mój, podobno, brat wyszedł z pokoju i chwilę później wrócił z sześcioma osobami.
Była tam dwójka starszych mężczyzn i kobiet. Jakiś chłopak o blond włosach i chyba jego siostra, bo byli podobni.
- A po co tu przyszli ci ludzie?- zapytałam zdezorientowana.
- Mówiłem wam.- zwrócił się do reszty, ten który mnie obudził.- Nic nie pamięta.
- Dzwonię do jej lekarza.- odezwała się jedna z kobiet.
Jeszcze raz spojrzałam na każdą z tych osób. Nie mam zielonego, fioletowego, a ni innego pojęcia kim oni są. Jednak sądząc po tym blondynie oni znali mnie dobrze, bo chłopak był bliski płaczu. Nieoczekiwanie podszedł do mnie.
- Heidi błagam, powiedz, że mnie pamiętasz. proszę.- złapał mnie za rękę.
- Ja bardzo bym chciała, bo jesteś przystojny i wydajesz się super chłopakiem, ale naprawdę nie mogę powiedzieć, że cię pamiętam, bo tak nie jest.
Spuścił głowę i puścił moją dłoń.
- Zadzwonię do Hannah.- mruknął i wyszedł z pokoju.
Byłam prawie pewna, że powstrzymuje łzy.
- Kto to Hannah?- zaciekawiłam się.
- Opowiem ci wszytko po kolei, okej?- zapytał chłopak podobny do mnie, czyli mój brat.
- Dobrze.- przytaknęłam.
- Dobra, więc chłopak, który właśnie wyszedł nazywa się Marcel i wy... jesteście razem.- oznajmił.- Hannah, to twoja najlepsza przyjaciółka.- pokazał mi swoje zdjęcie z jakąś dziewczyną.
- Jesteście razem?- zapytałam, bo na zdjęciu byli przytuleni.
- Nie.- zaśmiał się.- Ja mam na imię Lukas i jak już wiesz, jestem twoim bratem. To jest Lara i Leon nasi rodzice.- wskazał małżeństwo po jego lewej.- A to Carmen, Andreas i Leah, czyli Rodzice i siostra Marcela, twojego chłopaka.
- Czyli próbujesz mi wmówić, że ja i ten chłopak, który wyszedł jesteśmy parą?- nie dowierzałam.
- Tak, ale to nie koniec. Wiesz co to jest Borussia Dortmund?
- Eeeee, jakaś gra komputerowa?
- Lekarz powinien być za pół godziny.- odezwała się, chyba, Lara.
- Wszystko pięknie, ale możecie mi powiedzieć gdzie ja jestem?
- W Dortmundzie. Nasz rodzinny dom. Jutro jest Wigilia.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Marcel wrócił. Ten chłopak bardzo mnie intryguje. Jest naprawdę przystojny i podobno jesteśmy razem. Jednak tym razem nie jego uroda zwróciła moją uwagę, a to że miał zaczerwienione oczy.
WIEDZIAŁAM< ŻE PŁAKAŁ!
Z czego ja się cieszę?! Chciałam coś do niego powiedzieć, ale miałam wielką gulę w gardle. Wstałam, podeszłam do niego i przytuliłam. Blondyn objął mnie mocno i najnormalniej na świecie zaczął płakać.
- Przepraszam.- szepnęłam.- Naprawdę przepraszam.- czułam łzy w oczach.
- Nie przepraszaj. To nie jest twoja wina.- uśmiechnął się lekko.- Już raz przez to przechodziliśmy i miałem nadzieję, że już nigdy się to nie zdarzy.- spojrzał na mój wisiorek.
- Od ciebie prawda?
- Tak.- odparł.- Dałem ci go kiedy pierwszy raz miałaś amnezję.- spuścił głowę.
- Jest śliczny.- zachwyciłam się.- Dziękuję.
- Wtedy powiedziałaś dokładnie to samo.- uśmiechnął się.
Nawet nie zauważyłam, że nikogo już nie ma. Zostaliśmy sami.
Mimowolnie zaczęłam zbliżać twarz do jego twarzy, ale w pewnym momencie się zawahałam. Naszły mnie myśli typu "nie pamiętasz go, może on już nie chce z tobą być". Spuściłam głowę i wyszeptałam ciche przepraszam.
- Nie szkodzi.- przytulił mnie.
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi szybko mnie pocałował i bez słowa poszedł otworzyć. Uśmiechnięta spojrzałam w tamtą stronę. Do pokoju wchodził jakiś mężczyzna, prawdopodobnie mój lekarz.
Wyprosił Marcela i zaczął mnie wypytywać, badać i robić inne głupie rzeczy. Po prawie godzinie wszyscy byli z powrotem w pokoju.
- Proszę się nie martwić, do jutra powinno być wszystko w porządku. To tylko chwilowe. Takie zaniki pamięci mogą się jej zdarzać, ale będzie to trwało najdłużej tydzień.- oznajmił i wyszedł.
Lukas miał zadzwonić do Hannah,żeby się nie martwiła, a ja ponownie zostałam sam na sam z Marcelem.
- Co to miało być?- zaśmiałam się siadając na łóżku.
- Nie wiem o co ci chodzi kochanie.- uśmiechnął się.- Nie wiesz jak bardzo się cieszę, ze jutro już będziesz mnie pamiętała.
- Ja też. Jestem szczęściarą, ze mam takiego chłopaka.- powiedziałam.- Znaczy Lukas mi powiedział, ze jesteś moim chłopakiem, jeśli tak nie jest to przepraszam.- szybko się poprawiłam.
- To prawda. Jesteś moją dziewczyną i bardzo cię kocham.- usiadł obok mnie.
- A jak nam się układa? Kłócimy się?
- Jak każda para, ale naprawdę rzadko...
- Przepraszam, ale jakoś mi niedobrze.- przerwałam mu i wybiegłam do łazienki.
A co jeśli jestem w ciąży? Chyba powinnam go zapytać.
Kiedy wróciłam do pokoju Marcela nie było. Trochę mnie to zasmuciło, ale byłam zbyt zmęczona, żeby się zastanawiać gdzie jest. Położyłam się na łóżku i pogrążona w myślach starałam się zasnąć.
~*~
możecie mnie powiesić, spalić na stosie lub co tam chcecie, bo zasłużyłam. Wiem, ze musieliście czekać na rozdział, przepraszam ♥

a teraz chciałam wam podziękować za to, że dokładnie rok i dziesięć dni jesteście ze mną ;"")
nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy, że to co piszę się wam podoba, to naprawdę miłe uczucie ♥
bardzo bardzo bardzo bardzo mocno was kocham misiaczki ♥

i love you my family ♥

środa, 9 października 2013

60. Musiałam mu przecież powiedzieć.

#Heidi.
- Dzięki, że wygiągnęłąś mnie na te zakupy.
- Nie musisz mi dziękować Heidi. Poza tym najwyższa pora kupić prezenty. Za niecałe dwa tygodnie święta.
Mamy już czternasty grudnia. Za dziesięć dni Święta Bożego Narodzenia, a ja jestem w okropnym nastroju.
Wczoraj zaszyłam się w pokoju gościnnym i wypłakałam chyba tonę łez. Naprawdę nie chcę żadnego z nich tracić, ale obawiam się, że to nieuniknione.
Jakby tego wszystkiego było mało, Marcel oznajmił mi, że jeśli jednak kocham Matsa i chcę z nim być, to on nie będzie nam wchodził w drogę. Kiedy to usłyszałam łzy leciały mi jak szalone.
Zdałam sobie wtedy sprawę, że nie zostawię od tak Marcela. Nie po tym wszystkim co razem przeszliśmy. Wiem, że zranię tym uczucia Hummelsa, ale to mojego Schmelle kocham najbardziej na świecie. Najtrudniejsza będzie dla mnie rozmowa z Matsem.
- Chodźmy na kawę, przy okazji zadzwonię do Matsa. Muszę się z nim umówić.
- To jest genialny pomysł. Poza tym padam z nóg.
Udałyśmy się do najbliżej kawiarni. Kiedy szukałam w kontaktach numeru Matsa, ręka trzęsła mi się niemiłosiernie. Przełknęłam gulę, która nagle pojawiła mi się w gardle i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Heidi?- odezwał się zdziwiony.
- Tak. Słuchaj moglibyśmy się jeszcze dzisiaj spotkać? Błagam to ważne.
- Domyślam się o co chodzi.- odparła przygaszony.- Jasne, o której ci pasuje?
- Osiemnasta? Wpadłabym do ciebie.
- Okej, to czekam.
- Do zobaczenia.- rozłączyłam się.- Dobra musimy się pospieszyć z tymi zakupami, bo za godzinę masz wizytę moja droga.- zwróciłam się do przyjaciółki.
Żeby mieć pewność, ze zdążymy weszłyśmy jeszcze tylko do jednego sklepu. Później taksówką zawiozłyśmy zakupy do mnie. Miałyśmy pewność, ze nikt nie będzie szperał, bo Marcel wróci do domu dopiero wieczorem. Zamówiłyśmy kolejną taksówkę i pojechałyśmy do przychodni.
- I jak, macie już jakieś imię?- zapytała pani doktor.
- Jeszcze nie, musimy się zdecydować, bo w końcu wyjdzie, że nazwiemy go Marco Junior.- zaśmiała się Han.
- To lepiej się śpieszcie.- wtrąciłam.
- Heidi, a może ty też chcesz się przebadać?- zaproponowała kobieta.
- Nie trzeba, nie będę robiła pani kłopotów.
- Nawet nie marudź!- zarządziła przyjaciółka.- Ostatnio mówiła mi, że źle się czuje. Boli ją głowa, czasem jej nie dobrze.- zaczęła na mnie kablować.
- No to Hannah ma rację. Nie marudź. Poza tym, nie mam już więcej pacjentek. A kto wie, może sprawisz chłopakowi prezent na święta.
- Dobrze, miejmy to za sobą.

- Widzisz! Dobrze że cie namówiłyśmy! Ale się cieszę!
- Boże Hannah uspokój się.- zaczęłam się śmiać.- Byłam pewna, że to złe samopoczucie było spowodowane... sama wiesz czym.
- Niech to będzie dziewczynka! Jeśli to będzie dziewczynka, to ja już mam co do naszych dzieci plany.- uśmiechnęła się porozumiewawczo.- Byłybyśmy rodziną!
- Hannah, zejdź na ziemię.
- Już okej, ale nawet nie wiesz jak się cieszę!
- Wyobrażam sobie.- powiedziałam z sarkazmem.- Dobra już późno, muszę lecieć.
- Powodzenia z Matsem.
- Dzięki. A i proszę niemów nikomu, ze jestem w ciąży.
- Masz to jak w banku! Do jutra!
Napisałam do Marcela, że mniej więcej za dwie godziny będę w domu i skręciłam w ulicę Hummelsa. Kulturalnie zapukałam, a po chwili brunet otworzył mi drzwi. Weszliśmy do salonu i  zrobiło się troszkę niezręcznie. Postanowiłam od razu przejść do rzeczy.
- Na początek chcę powiedzieć, że naprawdę ci dziękuję za szczerość.- uśmiechnęłam się lekko.- I nie chcę tu zabrzmieć egoistycznie ani chamsko, ale chyba wiesz, że nie zostawię od tak Marcela.- wyjaśniłam
- Wiem.- odparł.- Byłem pewny, że tak postąpisz. I proszę nie martw się o moja przyjaźń z Marcelem. Nie mam zamiaru jej kończyć. My.. chyba też możemy się przyjaźnić?
- Oczywiście, że tak! Nie wybaczyłabym sobie gdyby było inaczej.- oznajmiłam i przytuliłam go.- Nie obrazisz się jeśli już pójdę? Trochę źle się czuję.
- Odprowadzę cię, Marcel by mnie zabił gdybym cię nie dopilnował.
- To nic poważnego.- uśmiechnęłam się na samą myśl o moich ''dolegliwościach''.
- Ale co cie boli? Głowa? Brzuch? Jest ci niedobrze?
- Wszystko na raz.- wyjaśniałam.- Mogę ci zaufać, że nikomu się nie wygadasz? Tym bardziej Marcelowi?
- Zależy o co chodzi.- odparł.
- Jestem w drugim tygodniu ciąży.- wyszczerzyłam się.
- Gratulacje!- przytulił mnie.- Mozesz być pewna, że nic mu nie powiem, ale i tak wolę cię odprowadzić.
W drodze jeszcze wszystko dokładnie sobie wyjaśniliśmy, żeby nie było niedomówień. Mam nadzieję, że będzie tak jak kiedyś.
- Byłaś u Matsa?
- Tak Marcel, byłam u Matsa.- odparłam.- Musiałam mu przecież powiedzieć, że nie mogę cię od tak zostawić, za bardzo cię kocham.- przytuliłam się do niego.
Od razu zauważyłam, że stał się weselszy. Ciekawe jak zareaguje na wiadomość o ciąży. Ale tego dowiem się dopiero w święta.
- Twoja mama do mnie dzwoniła, bo nie odbierałaś.
- Miałam wyciszony, widocznie nie słyszałam. A co chciała?
- No właśnie. Mała zmiana planów co do świąt. Spędzamy je wszyscy razem u twoich rodziców.
- Okej.- uśmiechnęłam się.- Przepraszam, ale muszę się położyć, trochę źle się czuję.- pocałowałam go w policzek.
- Coś się stało?- zapytał zmartwiony.
- Po prostu za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Jakby co jestem w sypialni.
Ledwo zdążyłam lepiej schować zakupy i położyć się na łóżku, a Marcel już był w pokoju.
- Zrobiłem ci herbaty.
- Dziękuję jesteś kochany.- wzięłam kubek.- Jak tam dzisiaj na rehabilitacji?
- Dobrze. Czuję się coraz lepiej. Jeśli tak dalej będzie to po świętach będę mógł już trenować z chłopakami.
~*~
Trochę krótki, ale nie mam już czasu :c
prawie wcale mi się nie podoba :/ trudno
do następnego xx

wtorek, 1 października 2013

59. Dlaczego ty tego nie zrobiłeś?

Odkąd Mats... wyznał mi miłość minął tydzień. Calutkie siedem dni. Przez cały ten czas zachowywałam się jakby ktoś wypuścił ze mnie powietrze. Czułam się po prostu źle. Ciągle mnie mdliło, bolała mnie głowa. Marcel strasznie się o mnie martwi. Przez moje zachowanie chciał przełożyć rehabilitację, ale kategorycznie mu zabroniłam. Nie mogłam pozwolić, żeby się narażał. Na kolacji, na którą poszliśmy dzień po wizycie Matsa prawie wcale się nie odzywałam, byłam tym wszystkim wstrząśnięta.
- Heidi, może powinnaś iść do lekarza.
- Daj spokój. Przejdzie mi.
- Martwię się o ciebie i dobrze o tym wiesz.
- Naprawdę, Marcel wszystko będzie dobrze. Idź, już, bo się spóźnisz na rehabilitację.- uśmiechnęłam się.

#Marcel
Zaraz po spotkaniu z lekarzami zadzwoniłem do Matsa. Chciałem z nim porozmawiać, poza ty dawno się nie widzieliśmy. Mieliśmy spotkać się u niego.
- Siema stary. Co cię sprowadza?
- Boję się o Heidi.- oznajmiłem.
- Coś z nią nie tak?
Usiedliśmy w salonie i opowiedziałem mu co mnie martwi.
- Od kilku dni zachowuje się dziwnie. Ciągle boli ją głowa, wymiotuje. I udaje, że wszystko jest okej. Podejrzewam, ze jest w ciąży, ale bałem się zapytać.
- Ale... to dobrze czy źle gdyby była w ciąży?
- Wspaniale. Ostatnio coraz częściej myślę o oświadczynach. Ja znalazłem tę jedyną.- uśmiechnąłem się.
- Cieszę się twoim szczęściem przyjacielu.- zaśmiał się.
- Jeśli Heidi jest w ciąży, to jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi. Zrobię to. Oświadczę się jej. Jeszcze dzisiaj pojadę po pierścionek. Pomożesz mi?- zapytałem.
Przez dłuższą chwilę nie dostałem odpowiedzi. Spojrzałem na Matsa. Gapił się na telewizor. Wyglądał jak jakiś posąg.
- Tak... tak jasne.- ocknął się.- Ale jesteś tego pewien?
- Naprawdę nigdy nie byłem bardziej pewny.- zapewniłem go.- To ja skoczę sprawdzić co u Heidi i spotkamy się za pod twoim domem za pół godziny.
Teraz nic mnie nie powstrzyma. Kocham ją jak mało kogo.
Wszedłem do domu i zobaczyłem śpiącą na kanapie Heidi. Nie myśląc nad tym, zaniosłem ją do sypialni i przykryłem kocem. Cicho zamknąłem drzwi i wyszedłem.

#Heidi
- Hannah, możesz do mnie przyjechać?... Tak jestem już u Marcela.... Dziękuje.
Kompletnie nie wiem co robić. Odkąd Marcel wyszedł siedzę pod kocem i płaczę. Zaczynam sobie wmawiać, że może jednak coś czuję do Matsa. Nie mogę tego wytrzymać. Nie chcę nikogo ranić, ale tak się nie da. Albo zranię Marcela albo Matsa. To tego ich przyjaźń może się przeze mnie skończyć.  Może powinnam się rozstać z Marcelem. Zapomni o mnie i będzie szczęśliwy, Hummels też. A dla mnie najważniejsze jest ich szczęście.
- Heidi, kochanie co się dzieje?- Hannah wleciała do domu, bo oczywiście drzwi były otwarte.
Rozryczałam się jeszcze bardziej.
- Mats powiedział, ze nadal mnie kocha.- wyrzuciłam z siebie, przez łzy.
- J-jak to?- zdziwiła się.
- Był tutaj kilka dni temu i od tak mi to powiedział.
- A co na to Marel?
- Nie mówiłam mu. Nie mogę. Han przecież Mats to jego najlepszy przyjaciel.
- Może i dobrze zrobiłaś, chociaż nie uważasz że powinien wiedzieć?
- Nie wiem!- krzyknęłam.- Ostatnio nachodzą mnie myśli, żeby rozstać się z Marcelem i gdzieś wyjechać. Przynajmniej nie byłabym już kłopotem.
- Boże Heidi nie myśl tak nawet! Przecież Marcel by się załamał, jestem więcej niż pewna. Musisz z nim porozmawiać. Wiem, ze to będzie trudne, ale to chyba będzie konieczne.- przytuliła mnie.
- Spróbuję.- szepnęłam.
- Dasz radę i pamiętaj, ze zawsze ci pomogę, jeśli coś by poszło nie tak, od razu dzwoń.- oznajmiła.
- Dzięki.
Rozmowa z przyjaciółką trochę mi pomogła. Mimo to i tak płakałam. Chwilę później Han musiała iść, bo była umówiona z Marco. W wyjściu minęła się z Marcelem.
- Postaraj się ją zrozumieć.- odezwała się do niego.
Wiedziałam, że nie mam już wyjścia i będę musiała mu powiedzieć.
- O co chodziło... Jezu Heidi dlaczego ty płaczesz?!- podbiegł do mnie i kucnął przede mną.
Nic nie mówiąc wtuliłam się w niego i dalej płakałam.
- Hej, kochanie co jest? Bo zaczynam się o ciebie poważnie martwić.- zapytał odgarniając mi włosy z twarzy.- Nie cierpię kiedy płaczesz, a szczególnie jeśli to przeze mnie.
- To nie przez ciebie.- powiedziałam.- w pewnym sensie. Chodzi o twojego najlepszego przyjaciela- dodałam w myślach.
- To co się stało? Przecież możesz mi powiedzieć.
- Nie wiem czy chcesz to usłyszeć.- mruknęłam pod nosem.
- Nie ruszę się stąd dopóki nie dowiem się o co chodzi.- postanowił.
Usiadł obok mnie na kanapie i czekał, aż coś powiem.
- Ale bez względu na to co usłyszysz, pamiętaj, ze kocham cie najbardziej na świecie.- powiedziałam przez łzy i złapałam go za rękę.
- Teraz już naprawdę się zaniepokoiłem.
- Mats...on- jąkałam się.
Czułam gulę w gardle. Łzy spływały coraz szybciej. Marcel siedział uważnie mnie słuchając. Wzięłam głęboki wdech. Przetarłam oczy i wydusiłam to z siebie.
- Mats powiedział, że mnie kocha.
Najgorsze sekundy w moim życiu. Blondyn nie odezwał się ani słowem. Nie mam pojęcia co o tym myśli. Nie widać u niego żadnej emocji.
- Marcel błagam powiedz coś.- jęknęłam ciągle płacząc.- Jestem gotowa usłyszeć najgorsze, ale błagam odezwij się. Wiem, że jestem beznadziejna, pewnie mnie nienawidzisz, ale...
- To nie twoja wina.- przytulił mnie.- Nie płacz już, proszę.
- Nie jesteś na mnie zły?- zdziwiłam się.
- Nie mogę być na ciebie zły.- pocałował mnie w czubek głowy.
- Tak strasznie cię kocham.- przetarłam zapłakane oczy.
- Też cię kocham i zawsze będę kochał. Pamiętaj o tym.
- Ale proszę, nie kłóć się z Matsem. Nie wybaczyłaby sobie gdybyście przestali się przyjaźnić.- spojrzałam mu w oczy.- Obiecaj mi, że to nic między wami nie zmieni.
- Chciałbym, z całego serca chciałbym ci to obiecać, ale nie wiem czy mogę. Muszę z nim porozmawiać.
- Chociaż spróbuj go zrozumieć.
- Postaram się, obiecuję.- pocałował mnie.

#Mats
- Mats, wiem co czujesz do Heidi.- oznajmił Marcel.
Bardzo zdziwiłem się kiedy do mnie przyjechał. Chciaż nic nie zapowiadało, że przyjechał tu z powodu Heidi.
- Powiedziała ci?
- Tak, ale dlaczego ty tego nie zrobiłeś?
- Bałem się jak zareagujesz. To twoja dziewczyna, niedługo narzeczona.- spuściłem głowę.
- Ale najpierw była twoją dziewczyną, rozstaliście się przeze mnie.
- Bo widziałem jak na ciebie patrzy, ona kocha ciebie, nie mnie.
- Obiecałem Heidi, że postaram się zrozumieć i obietnicy dotrzymam.- uśmiechnął się.- Jeśli coś do ciebie czuje,jeśli cie kocha to nie będę stawał wam na drodze, chociaż to będzie cholernie trudne, ale kocham ją i zależy mi na jej szczęściu.
- Zapewniam cie, ze nie będzie takiej potrzeby. Jesteś dla niej najważniejszy.
- Zobaczymy.- westchnął.
~*~
trochę smutny, ale mam jakiegoś doła :C : /
mam dla was ciekawostkę :3
Dokładnie 14 października ten blog będzie obchodził swoje pierwsze (i ostanie) urodziny! Więc mogę wam powiedzieć, ze znacie już dokładną datę, kiedy go zakończę!
Będzie mi ciężko się z wami rozstać, ale kiedyś trzeba ♥

Jeszcze godzina do meczu ! *-*

#HEJABVB ♥

środa, 25 września 2013

58. O patrz, nie ma jej, zniknęła.

- No w końcu jesteście.
- Mamo, spóźniliśmy się tylko dziesięć minut.- zaśmiałam się.
- Wiesz, ze jestem niecierpliwa.- odparła.- No. W końcu mogę osobiście poznać mojego przyszłego zięcia.- podeszła do Marcela.
- Mamo, proszę.- westchnęłam zażenowana.
- Heidi nie marudź. Lepiej idź tacie pomóc.
Zaśmiałam się pod nosem i poszłam do staruszka, zostawiając Marcela na pastwę losu. Tata stał w kuchni przed szafką z dwoma butelkami wina.
- Czerwone.- powiedziałam podchodząc do niego.
- Kto to się zjawił. Mama już myślała, że nie przyjdziecie.
- Jak to mama. Najlepiej by było, gdybyśmy przyszli godzinę wcześniej.
- Mógłbym tak tutaj z tobą gadać, ale muszę poznać tego twojego chłopaka.- objął mnie ramieniem i poszliśmy do salonu.
Usiadłam obok Marcela i mama zaczęła zasypywać nas pytaniami typu "co u was słychać?" "jak tam wam się razem mieszka?"
- A może planujecie sobie.... jakiegoś....
- Nie mamo, nie planujemy na razie dziecka.- wtrąciłam.
- No, ale czemu?
- Mamo, daj spokój. Jeśli będę w ciąży to ci powiem, ale jeszcze mamy czas na dziecko.
Siedzieliśmy u nich do siedemnastej. Moja cudowna mamusia musiała mnie trochę ośmieszyć przed Marcelem, ale chyba każdy przez to przechodzi, kiedy chce przedstawić swoją drugą połówkę rodzicom. Na szczęście mój staruszek to nie typowy tata i nie brał Marcela na tajemniczą rozmowę, w której grozi mu, że jeśli mnie skrzywdzi to go wykastruje.
- Twoi rodzice są naprawdę fajni.- oznajmił, kiedy wracaliśmy do domu.
- To samo mogę powiedzieć o twoich. Zdążyłam ich dobrze poznać na Ibizie.- uśmiechnęłam się.
Nie śpieszyliśmy się w drodze powrotnej. Mieliśmy jeszcze kilka godzin do przyjścia Piszczków. Urządziliśmy sobie krótki spacer po Dortmundzie.
- Dawno nigdzie razem nie wychodziliśmy.- odezwałam się.
- Niestety. Dlatego jutro zabieram cię na kolację. W końcu musimy naprawdę uczcić naszą rocznicę.
- A ty przypadkiem nie powinieneś odpoczywać?
- Na starość po odpoczywam. Musimy się wyszaleć dopóki jesteśmy młodzi.- zaśmiał się.
W domu byliśmy kilka minut przed czasem. Usiedliśmy sobie na kanapie i włączyliśmy telewizor.
Dochodziła już prawie dwudziesta, kiedy zadzwonił mi telefon.
- Halo?- odebrałam.
- No gdzie wy jesteście?- zapytała Zuza.
- No czekamy na was.
- No nie ma was. Przecież już dobre dziesięć minut dzwonię i pukam, ale nikt nie otwiera.
- Jak to nikt nie otwiera? Przecież siedzimy w salonie. Nie słyszałam, żeby ktoś pukał albo dzwonił.
 Marcel napisał coś na swoim telefonie i podsunął mi go pod nos.
"Zapytaj gdzie oni są. Mówiłaś jej, że się do mnie przeprowadzasz? Pewnie myśli, że jesteśmy u ciebie" 
- Wy jesteście pod moim domem?- zapytałam.
- No tak, przecież zawsze tam siedzicie.- odparła trochę zaskoczona moim pytaniem.
- To się nie dziwię, ze nikt nie otwiera. Wczoraj przeprowadziłam się do Marcela.- wyjaśniłam.
- I teraz mi to mówisz?- zaśmiała się.- Zaraz tam będziemy.- oznajmiła i rozłączyła się.
Po dziesięciu minutach zjawili się Piszczkowie.
- To kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że mieszkacie razem?- wypaliła Zuza.
- Byłam pewna, ze Hannah już to zrobiła.- tłumaczyłam się.
- Nie zrobiła.
- A co was do nas sprowadza, że aż musieliście się zapowiedzieć?- wtrącił Marcel.
- Chcieliśmy wam coś wręczyć.- odparł Łukasz.
Zuza zaczęła grzebać w torbie. Po dłuższej chwili wyciągnęła białą kopertę i podała ją mi.
- Nie wiedziałam czy dać wam oddzielne zaproszenia, czy jedno wspólne. Ale wywnioskowałam, ze i tak przyjdziecie razem, a papier trzeba oszczędzać.- zaśmiała się.
- Czyli macie już za niecały miesiąc bierzecie ślub?- upewniłam się.
- Tak. I hotel w Polsce macie już opłacony.- oświadczył Łukasz.
- Nie musieliście.
- Musieliśmy Heidi. O gości trzeba dbać.
Nie ważne, że praktycznie nic nie zrozumiem z samej ceremonii. Najważniejsze, że mogę w tym uczestniczyć.
- Już nie mogę się doczekać.- przyznałam.
- My też.- powiedział Łukasz łapiąc Zuzę za rękę.
- Przepraszam, ale musimy się zbierać. Za piętnaści minut musimy być u Hannah.
- Rozumiem, teraz cały szał z zapraszaniem gości i w ogóle. A kiedy wyjeżdżacie do Polski?
- Kilka dni przed świętami. A wy oczywiście jesteście zaproszeni na wieczór panieński i kawalerski.- oznajmił Łukasz.- więc możecie przylecieć dwa dni wcześniej. Oczywiście jeśli macie czas.
- Jasne. Będziemy. Nie moglibyśmy przegapić takiej okazji.- odpowiedziałam od razu.
- To super. My już na serio lecimy. Do zobaczenia.- pożegnali się i wyszli.
Chwilę siedzieliśmy sobie rozmawiając o ślubie. Głównie ja mówiłam, a MArcel tylko przytakiwał.
- Idę się trochę przewietrzyć, idziesz ze mną?
- Innym razem, głowa mnie rozbolała, chyba za dużo gadałam.
- To może zostanę z tobą.
- Coś ty. Idź. Prześpię się trochę i mi przejdzie. Nie przejmuj się.- zapewniłam go.- Naprawdę to nic takiego. Idź już.- zaśmiałam się.
- Ale jakby coś się działo to dzwoń.- zarządził i mnie pocałował.
- Jesteś nadopiekuńczy kochanie.
Marcel wyszedł, a ja wygodnie ułożyłam się na kanapie i próbowałam zasnąć.
- Chyba jednak udało się zasnąć.- powiedziałam sama do siebie.
Obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Marcel zapomniał kluczy. Ale przecież sam zamykał dom. Przetarłam zaspane oczy i poszłam otworzyć drzwi.
- Mats?- zdziwiłam się.- Co ty tutaj robisz? Marcela nie ma.
- Przyszedłem do ciebie.- zaśmiał się nerwowo.
- To zapraszam. Napijesz się czegoś?
- Nie dzięki, wpadłem tylko na chwilę.- odparł.
- Wszystko okej? Jesteś jakiś zdenerwowany.- zauważyłam.
- Nic takiego.
- Wiesz, ze mi możesz powiedzieć wszystko braciszku?- puściłam mu oczko.
- Mam taką nadzieję.- mruknął pod nosem.
Udałam, że nie słyszałam, bo chyba nie miałam tego słyszeć. Rozsiadłam się na kanapie, obok Matsa i czekałam, aż coś powie.
- A gdzie poszedł Schmelle?
- Wyszedł na spacer jakieś pół godziny temu.- odparłam.- A skąd wiesz, ze u niego mieszkam?
- Pochwalił mi się ostatnio.- uśmiechnął się.
Zapadła jakaś dziwnie długa, niezręczna i krępująca cisza.
- Jestem tak...- zaczął patrząc mi w oczy.- Tak beznadziejnie w tobie zakochany.- wypalił nagle.
Siedziałam wrośnięta w kanapę, a wszystko wokół mnie wirowało, nawet moja krew i kości. Nabrałam powietrza, jakbym była pierwszym człowiekiem, który nauczył się latać, jakbym wdychała ten rodzaj tlenu, który znajduje się tylko w chmurach i robię co w mojej mocy, ale nie wiem, jak powstrzymać ciało od reakcji na jego słowa, na ból w jego głosie.
Dotknął mojego policzka.
Delikatnie, tak delikatnie jakby nie był pewien czy istnieję naprawdę, jakby się bał że jeśli znajdzie się za blisko, to po prostu, "o patrz, nie ma jej, zniknęła".
- Mówiłeś... Mówiłeś, że będziemy się przyjaźnić.
- Tak.- odpowiedział, przełykając ślinę.- Tak mówiłem. Chcę, chcę być twoim przyjacielem.- Pokręcił głową, a ja zarejestrowałam każdy nieznaczny ruch powietrza między nami.- Chcę być twoim przyjacielem, w którym się beznadziejnie zakochasz. Tym, którego weźmiesz w ramiona i do swojego osobistego świata w swojej głowie. Takim przyjacielem chcę być.- oznajmił.- Takim, który zapamięta rzeczy, które mówisz, i kształt twoich ust, kiedy je mówisz. Chcę znać każdą krzywiznę, każdy pieg, każde drżenie twojego ciała Heidi...
- Nie.- przerwałam mu.- Nie... nie mów t-tak...
- Nie mogę tego ukrywać.- tłumaczy.- To dusi mnie od środka. Wiem, że nie mam szans, bo masz Marcela i to jego kochasz, ale chciałem żebyś wiedziała.
Dokładnie w tym momencie, ze zdwojoną siłą, uderza mnie wspomnienie, kiedy Han wypytywała mnie o Matsa. Ona wiedziała. Wiedziała o tym wszystkim i nic mi nie powiedziała. A teraz ja siedzę obok Hummelsa i jak głupia wpatruję się w niego z przerażeniem, szokiem i milionem innych emocji wypisanymi na twarzy, zupełnie nie wiedząc co mu odpowiedzieć.
- Chyba lepiej będzie jeśli już pójdę.- szepnął i ruszył do wyjścia.
Powinnam go zatrzymać. Powiedzieć, że nie jestem na niego zła, że mi to powiedział. Nie mogę. Nie mogę się ruszyć. Czuję się jakby ktoś potraktował mnie paralizatorem. W gardle mam wielką gulę, przez którą nie mogę wypowiedzieć żadnego zdania, słowa, litery.
Ze zdenerwowania mnie mdli, a kiedy odzyskuję mowę, jego już nie ma.
- Wpakowałam się w jeden wielki kanał.- mruknęłam pod nosem.
~*~
w końcu napisałam *-* osobiście jestem z niego nawet zadowolona :3 mam nadzieję, że wam też się podoba :> Jeśli tak to liczę na komentarze ♥
jeśli macie twittera to śmiało,piszcie do mnie :3 ja nie gryzę ♥ (https://twitter.com/szesnastka_bicz)
i zapraszam na trzeci rozdział -> http://our-coloring-book.blogspot.com/

tyle perfekcji w jednym gifie *-* ♥

piątek, 13 września 2013

57. Nie jestem zły, tylko zszokowany.

- To zadzwoń do siostry, że może się pakować. A my zaczniemy, kiedy wrócę z Han od lekarza.- oznajmiłam chowając telefon do kieszeni.
- A to Marco z nią nie idzie?
- Marco, mój drogi, ma trening. Nie wszyscy mogą całe dnie leżeć tak jak ty.- pokazałam mu język.
- Jakoś szczególnie nie narzekasz kochanie.- puścił mi oczko.
- Mógłbyś iść się zorientować co z tą rehabilitacją, bo ci się tłuszczyk gromadzi. Chyba ktoś się za bardzo rozleniwił.
- Jesteś straszna.- zaśmiał się.
- Jakoś szczególnie nie narzekasz kochanie.- przedrzeźniałam go.
- I do tego złośliwa.- dodał kiedy wychodziłam.
Hannah już czekała przed domem. Przywitałyśmy się i wsiadłyśmy do samochodu mojej przyjaciółki.
- Jak się czujesz?- zapytałam.
- Nie jest źle, ale mogło być lepiej. Wiesz, za lekki to on nie jest.- uśmiechnęła się.
- Na kiedy masz termin?
- Równo za dwa miesiące. Zaczynam się bać.- przyznała.
- A macie już imię? Bo z tego co wiem, to to które wymyślił Reus jest... jak by to określić...
- Głupie.
- Właśnie tak. Trafiłaś w dziesiątkę.
- Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale w końcu muszę zburzyć jego marzenia o nazwaniu naszego syna Marco Junior.
- Skoro Reus tak chce, żeby wasz syn miał imię związane z nim to nazwijcie go Mark.- zaproponowałam.
- To nie jest taki zły pomysł. Jesteśmy.
- Dzisiaj przeprowadzam się do Marcela.- oznajmiłam, kiedy szłyśmy korytarzem.
- Co? Już?
- Wcale nie 'już'- zaśmiałam się.- Mieliśmy się tym zająć prawie pół roku temu.
- Ej no, będę za tobą tęskniła.- uśmiechnęła się.
- Przecież nie wyprowadzam się z Dortmundu! To tylko kilka ulic.
- Niby tak, ale zawsze miałam cie przy sobie, a teraz to już w ogóle nie będziesz miała dla mnie czasu, bo będziesz miała Marcela dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Chciałabym, ale przecież drużyna czeka. Pewnie całe dnie będzie spędzał na wracaniu do formy. No a później już rutyna treningi, mecze, wyjazdy, mecze i tak w kółko.
Nie miałyśmy już okazji, żeby skończyć naszą rozmowę, bo Han weszła do gabinetu. Tym razem zostałam w poczekalni. Po prawie półgodzinnych badaniach moja przyjaciółka wyszła uśmiechnięta. W drodze do samochodu opowiedziała mi wszystko co powiedziała jej pani doktor.
- Wjedziemy na chwilę do szefa?
- Wysłałam mu kilka zdjęć z Ibizy i chciałam się upewnić czy na pewno doszły.
- To przy okazji oddam mu filmik, który ostatnio udało mi się nagrać.- powiedziała pokazując pedrivea.- zawożę mu to już prawie tydzień.

- A jak tam ci się układa z Matsem?- zapytała, kiedy siedziałyśmy u mnie.
- Co to za pytanie?- zdziwiłam się.
- Tak pytam, no wiesz to w końcu twój były.
- Od roku tak samo. Przyjaźnimy się. Nie traktuję go jak mojego ex. Jest dla mnie jak brat.- wyjaśniłam.
- To dobrze, że się przyjaźnicie.
- Han, o co ci chodzi? Nigdy mnie o niego nie wypytywałaś. Coś się stało?
- Naprawdę, tak tylko pytam.- upewniała mnie.- A co byś zrobiła gdyby nagle powiedział, ze ciągle coś do ciebie czuje?- zaśmiała się.- Wiem, ze to niedorzeczne, ale gdyby?
- Uznam, ze zachowujesz się tak przez ciążę.- odparłam.- Nie wiem co bym zrobiła. Nie mam pojęcia, ale raczej nic by z tego nie było. Przecież rozstaliśmy się po to, żebym mogła być z Marcelem. Poza tym Mats nic do mnie nie czuje.- wyjaśniłam.
- Tego moja kochana nie wiesz.- puściła mi oczko.
- Dobra skończmy ten temat co?- zaproponowałam lekko zirytowana.
- Jasne, a gdzie masz Marcela?
- Coś tam mówił, że wychodzi gdzieś z Hummelsem.
- Chyba będę się powoli zbierała, musisz się pakować i w ogóle.
- Ja wiem, ze ci się do Reusa śpieszy.
- Może i tak. Lecę pa.
Zamknęłam za nią drzwi i zaczęłam pakowanie. Kiedy byłam mniej więcej w połowie, w domu pojawił się Schmelzer.
- Widzę,ze dobrze ci idzie.- pocałował mnie w policzek.
- Bardzo.- powiedziałam z sarkazmem.- Dopiero połowa za mną.
- Nie jest tak źle.- uśmiechnął się.
- A wy co tam ciekawego robiliście?
- To co zawsze, głównie gadaliśmy. Dość często temat schodził na ciebie.- przytulił mnie.
- Wszyscy mnie kochają.- zaśmiałam się.
- Najwidoczniej, ale ja najbardziej.
- To było naprawdę słodkie, ale przeszkadzasz mi w pakowaniu.- zauważyłam.
- Widzę, że bardzo ci się śpieszy, że by się do mnie przeprowadzić.
- O niczym innym nie marzę.- pocałowałam go.- Może lepiej idź posprzątać?- zaśmiałam się.
- Nie muszę, ostatnimi czasy mnie tam nie było, więc na pewno jest czysto.- oświadczył.- Telefon ci dzwoni.
- Odbierz. Leży na łóżku.
Blondyn rozsiadł się na łóżku i odebrał, a ja dalej pakowałam ubrania. Nigdy nie myślałam, że aż tyle tego mam. Najpróżniejsze spodenki, rurki, bluzy, swetry, kamizelki... Mogłabym tak wymieniać kilka dni. Znając życie pewnie w połowie jeszcze nie chodziłam.
- Zuza dzwoniła.- Marcel przerwał moje rozmyślania.
- I co chciała?
- Poczekaj bo znowu ktoś dzwoni. Halo? Witam piękną mamę mojej dziewczyny. Tak, już jest dobrze, a co u państwa słychać? To wspaniale. Tak Heidi jest tutaj, ale się pakuje. Nie, nie po prostu przeprowadza się do mnie, tak będziemy mieszkać razem. Z przyjemnością.
Ja miałam się pakować tak? Coś mi nie idzie. Wolę gapić się jak głupia na Marcela, który chyba złapał wspólny język z moją mamą. Chyba nawet tata się z nią nie dogaduje.
Ten.
        Facet.
                   Jest.
                           Idealny.
Już wiem, ze mama go polubiła. Mimo, że chyba ani razu się jeszcze nie widzieli. Ale już zdążyłam jej strasznie dużo o nim opowiedzieć.
- Dobrze, to ja zadzwonię do rodziców i zaraz dam pani znać. To do usłyszenia.- rozłączył się.
- Mogę o coś zapytać?
- Za chwilkę kochanie. Daj mi dziesięć minut i będziemy mogli porozmawiać.- oznajmił i wyciągnął z kieszeni swój telefon.- Tak przy okazji masz bardzo ładną tapetę.- uśmiechnął się.- No hej tato. Masz gdzieś przy sobie mamę...
Widzę, ze jak na razie nie mam szans, żeby z nim porozmawiać, bo jest zbyt zajęty rozmową z naszymi rodzicami. Kto by pomyślał. Akurat kończyłam pakowanie, gdy się rozłączył.
- Mam złożyć podanie, żeby z tobą porozmawiać, czy już jesteś wolny?- zaśmiałam się.
- Dla ciebie zawsze mam czas.- usiadł obok mnie na podłodze.
- No przez ostatnią godzinę byłeś bardziej zajęty telefonowaniem.- udałam obrażoną.
- Czyli nie chcesz wiedzieć o czym rozmawiałem?
- Dobra, wiesz że jestem ciekawa, mów.
- No to tak. Zuza dzwoniła, żeby powiedzieć, że jutro z Łukaszem wpadną, bo mają sprawę. Twoja mama dzwoniła, żeby powiedzieć że zaprasza nas jutro na obiad. Przy okazji ustaliliśmy, że Wigilię spędzamy u twoich rodziców, a pierwszy dzień świąt u moich....... to chyba wszystko.
- Okej, a o której wpadną Piszczkowie?
- Wieczorem. Około dziewiętnastej, a u twoich rodziców mamy być o trzynastej.

- No, rzeczywiście masz tu czysto.- powiedziałam z sarkazmem.
Właśnie weszliśmy do mieszkania Marcela i naprawdę, choćbym chciała być super miła, nie mogłabym powiedzieć, że jest tutaj czysto.
- Leah!- zawołał.
Chwilę później po schodach zbiegła siostra blondyna w szlafroku.
- Siostrzyczko moja kochana, możesz mi wytłumaczyć co tutaj się stało?
- No wiesz, świętowaliśmy ze znajomymi ostatni sukces Borussii.
- A tak na serio?- zapytał unosząc brwi.
- Kolega miał urodziny i urządziliśmy mu imprezę.
- I to musiało się odbyć akurat tutaj?
- Tak jakoś wyszło, no nie złość się. Z tego co widzę to i tak zaraz się przeprowadzam.- stwierdziła z uśmiechem, patrząc na mnie.
- Nie jestem zły, tylko zszokowany. A przeprowadzisz się, jeśli pomożesz mi posprzątać.
- Niech ci będzie. Tak, w ogóle to cześć Heidi.
- No hej.- uśmiechnęłam się.- Może wam pomóc?- zaproponowałam.- Powinieneś się oszczędzać.
- Spokojnie. To nic takiego, poza tym mam pomoc. Możesz zanieść swoje rzeczy do sypialni.- A my zabieramy się za sprzątanie moja droga.- zwrócił się do siostry.
~*~
z góry przepraszam za błędy, ale jest już późno (00:15) i nie chce mi się ich sprawdzać xd
Widzę, że niektóre z was chcą, żeby Mats wyznał Heidi co do niej czuję ;D skoro tak to nad tym pomyślę, ale nic nie obiecuję, jeśli coś mi wpadnie to jakoś to rozwinę, a jeśli nie to Mats będzie to dusił w sobie ;D pożyjemy zobaczymy ;p
i zapraszam na 2 rozdział na http://our-coloring-book.blogspot.com/

do następnego misie, kocham was ♥

sobota, 7 września 2013

#informacja !

jako, że (aż) osiem na dziesięć osób chciało, żebym dodała pierwszy rozdział na nowym blogu, złamałam się i to zrobiłam :3


no to miłego czytania misiaczki, mam nadzieję, że się spodoba ♥


środa, 4 września 2013

56. No to pięknie się urządziłeś Hummels.

- Powinnaś już iść. Jesteś zmęczona.- uśmiechnął się.
- Nie.- ziewnęłam.
- Heidi mówię poważnie. Jest już grubo po pierwszej. Wyśpisz się i wrócisz.
- No ale, przecież...
- Heidi.- uniósł brew.- Idź już. Musisz odpocząć, bo z przemęczenia wylądujesz obok mnie.
- To bardzo kuszące.- zaśmiałam się.
Westchnął i chciał coś powiedzieć.
- Dobra, dobra idę. Skoro już szykujesz mi kazanie to idę.- uniosłam ręce w geście obronnym.
- Śpij dobrze. Kocham Cię.- pocałował mnie.
- Do zobaczenia.- wzięłam torebkę i wyszłam.
Nie śpieszyłam się, mimo iż byłam potwornie zmęczona, spacerowałam i rozmyślałam.
W łóżku leżałam dopiero przed trzecią. Postanowiłam zadzwonić do rodziców.
- Halo?
- Hej mamuś, co u was słychać?
- U nas nic nowego, mów lepiej jak tam u ciebie. Marcel się w końcu wybudził?
- Tak. Dzisiaj, właściwie wczoraj.- uśmiechnęłam się do siebie.
- Boże, to wspaniale! Ale wszystko jest w porządku?
- Tak tak, jutro lecimy do Dortmundu i tam Marcel będzie miał jeszcze rehabilitację.
- Już nie mogę się was doczekać, pozdrów Han i mojego przyszłego zięcia.

- No za ile będziecie?- przywitał mnie Marco, kiedy odebrałam.
- Też się cieszę, ze cię słyszę Reus.- powiedziałam z sarkazmem.
- Przecież wiem Misiaczku.- zaśmiał się.- To za ile będziecie? Bo my już jesteśmy gotowi.
- Mam nadzieję, ze nie zrobiłeś mi z domu pobojowiska.- wyszeptałam.- Bo cię utopię w wannie.
- Kochanie złość piękności szkodzi.
- Gdyby tak było, to przez ciebie nie mogłabym wychodzić z mieszkania.
- Powiesz mi w końcu o której będziecie?
- Za pół godziny możesz wysyłać po nas Matsa. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Nie zaciążyłaś tam co?
- Reus ty idioto!- zaczęłam się śmiać.- Weź się schowaj! Pa.- rozłączyłam się.
- Już nie mogą się nas doczekać?- raczej stwierdził, niż zapytał Marcel.
- Raczej ciebie, a nie nas.- zaśmiałam się.
- Coś ty, Marco pewnie się za tobą strasznie stęsknił, przez ten cały czas nie miał komu dokuczać.
- No tak, z tym mogę się zgodzić.

#Mats
- Dobra ludzie za pół godziny Mats jedzie po Marcela i resztę.- oznajmił Marco.
- Będzie party hard!- wrzasnął Kevin.
- Of kors. Tylko mam nadzieję, że Heidi się nie wygadała, bo ja ją w wannie utopię.
- Nadal nie mogę uwierzyć, ze między wami nic ten teges.- odezwał się Nuri.
- A to niby czemu?- zdziwił się Reus.
- Bo wyglądacie jakbyście się ku sobie mieli?- podsunął Ilkay.
- Chyba dzisiaj nie powinniście pić.- stwierdził.
- Ej no, to na serio tak wygląda!- broniliśmy się.
- I wy wszyscy tak uważacie?- przytaknęli.- Że niby ja się kocham w Heidi?!- wybuchnął śmiechem.
- To chyba on nie powinien dzisiaj pić.- szepnąłem do Nuriego.
- Hummels ja wszystko słyszałem.- Marco uniósł brew.
- Może miałeś słyszeć.- zaśmiałem się.
- Ty się lepiej zbieraj i już po nich jedź, bo nie zdążysz.
Niestety tutaj miał rację. Wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i wsiadłem do auta. W drodze myślałem sobie o dosłownie wszystkim. Że w końcu zobaczę się najlepszym przyjacielem, że w tym sezonie idzie nam świetnie, bo wyprzedzamy Bayern o sześć punktów i o tym, ze chyba nadal czuję coś do Heidi i to jest coś więcej niż przyjaźń. Ale wiem też, ze nie mam na co liczyć, bo ona nie widzi świata poza Marcelem, moim najlepszym kumplem. Poza tym nie mógłbym starać się o jego dziewczynę.
- No to pięknie się urządziłeś Hummels.- mruknąłem pod nosem.
Może jeśli jej powiem, trochę mi ulży?
Nie to fatalny pomysł, nie chcę żeby później się martwiła, ze przez nią jestem nieszczęśliwy, chociaż to w pewnym sensie prawda.
Wcale nie! To nie jest jej wina, że jest cudowną osobą i się w niej zakochałem. To jest moja wina.
Nikt nie może się dowiedzieć, ani chłopaki, ani Heidi, a już tym bardziej Marcel. Pewnie by pomyślał, ze chcę mu odbić Heidi, ale ja tak nie mogę. PO prostu będę musiał się zadowolić krótkimi spotkaniami z nią.
Kiedy bylem na miejscu wszyscy byli przed budynkiem. Wysiadłem i przywitałem się z nimi. Później razem z Heidi zapakowaliśmy bagaże, a Han i Marcel wsiedli do środka.
- Dzięki, ze po nas przyjechałeś, przynajmniej nie musimy się męczyć z taksówką.
- Od tego są przyjaciele- puściłem jej oczko.
Dołączyliśmy do reszty i pojechaliśmy do Heidi. Gdy dojechaliśmy szybko wysłałem smsa do Marco (żeby mieć pewność, ze wszystko wypali) a później zająłem się walizkami.
- W końcu w domu.- odezwała się Heidi.
- Tęskniłem, znaczy tęskniliśmy, my.. wszyscy za wami tęskniliśmy.
Głupek, głupek, głupek. Jeśli ktoś się skapnął, a zapewne była to Hannah, to mam przesrane. Bo gdy tylko się upiję ona to ze mnie wyciągnie. Super!
- Też za wami tęskniliśmy.- odparła Han.
Weszliśmy do domu i jak to na przyjęciach niespodziankach bywa, wszyscy wyskoczyli z kryjówek i wrzasnęli chórem "SUPRAJS". Każdy przywitał się z Marcelem, Han i Heidi i rozpoczęliśmy zabawę.
- No to teraz pijemy za powrót naszego Marcelka!- wrzasnął Reus.
Niecała godzina, a on już zdążył się upić. Zaraz po wypiciu kolejnych pięciu drinków zniknął gdzieś z Han. Może jednak będę miał szczęście i wszystko pójdzie zgodnie z planem, czyli uniknę konfrontacji z Hannah.

#Heidi.
Przyjęcie się udało, ale około północy zmyliśmy się z Marcelem do mojego pokoju, bo byliśmy zmęczeni lotem.
- Jutro musisz iść porozmawiać z lekarzem klubowym o jakiejś rehabilitacji albo lekkich treningach. Chociaż nie, umówię cię, bo i tak mam do załatwienia parę spraw na mieście.
- Jutro moja droga, zajmiemy się twoją przeprowadzką, ale teraz...- zaczął mnie całować.
- Powinieneś odpoczywać.- oznajmiłam.
- A ty powinnaś pilnować, żeby nie rozwalili ci mieszkania.- zaśmiał się.
- Dobra tym razem wygrałeś.
- Ja zawsze wygrywam kochanie.- szepnął, a moje myśli krążyły już tylko wokół jego osoby.
~*~
Wiecie jak bardzo was kocham co nie? ♥♥♥♥♥♥
I wiecie, że bardzo was przepraszam, że tak długo czekałyście na rozdział. ♥♥♥♥♥♥
I mam nadzieję, że jeszcze są osoby, które na niego czekały. ♥♥♥♥♥♥
I BARDZO WAS KOCHAM ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

(tak, musiałam się wam podlizać, ♥♥♥)

jksdbfsbdfkjsbvjsk najlepsza para ever ♥-♥

środa, 14 sierpnia 2013

55. Po nowym roku jak najbardziej, ale nie wcześniej.

Podniosłam lekko blondyna, a w tym czasie Hannah poprawiła mu poduszkę. Nawet nie zorientowałam się, kiedy przyjaciółka skończyła i zaczęła coś do mnie mówić. Ułożyłam Marcela i z powrotem usiadłam na stołku, trzymając go za dłoń.
- Masz jakieś wieści od Mario lub Tele?- zapytałam, żeby jakoś zająć myśli.
- Nie, aż mnie dziwi, że Marco z nim nigdzie nie wychodzi.
- Jeszcze kilka miesięcy temu były z nich papużki nierozłączki, a teraz proszę.
- Może po prostu przechodzą kryzys.- zaśmiała się.- Mam nadzieję, że Mario się odezwie. A co do Felipe to nie mam zielonego pojęcia. On odszedł do Schalke, tak?
- Tak. Kompletnie nie rozumiem ich wyborów. Oboje zdecydowali się na największych rywali BVB.
- Widocznie nie docenili, tego co mieli.
- Na pewno nie docenili. Tak się odwdzięczyć klubowi, dzięki któremu się wybili. Bardzo mądre.
- Nie nam to oceniać. Ich życie, ich wybory.
Kiedy skończyłyśmy ten temat do sali wróciła mama Marcela. Dosiadła się do nas i razem zaczęłyśmy rozmawiać na najróżniejsze tematy, byle by nie zamartwiać się za bardzo o blondyna. Rozmowa zeszła nam do czternastej.
- Skoczę po coś do picia. Chcecie?- zapytałam.
- Możesz mi wziąć kawę.- odparła Han.
- Ja dziękuję.
- To zaraz wracam.
Zeszłam na piętro niżej do automatu. Czekałam około dziesięciu minut, bo maszyna się zacięła. Lekko poddenerwowana wróciłam schodami do góry. Na korytarzu usłyszałam jakieś dość głośne krzyki. Zdziwiłam się, bo na tym piętrze Marcel był jednym z dwóch pacjentów.
- Przecież pan Martin jest za stary na takie krzyki.- mruknęłam.
Naprawdę nie sądzę, żeby prawie osiemdziesięcioletni mężczyzna po wypadku dał radę tak krzyczeć.
Zaczęłam się obawiać, że może mojemu chłopakowi coś się stało i dziewczyny krzyczą ze strachu. Jednak zaraz zmieniłam zdanie, bo uświadomiłam sobie, ze w takiej sytuacji wezwałyby lekarza.
- W takim razie co to za krzyki?- pytałam samą siebie.
Przyśpieszyłam kroku i zaglądałam do każdego pomieszczenia drodze, ale nic nie zauważyłam. Wchodząc do sali Marcela zajrzałam jeszcze do pokoju naprzeciwko
- Wiecie co to były za krzyki?- zapytałam odwracając głowę z powrotem.- O mój Boże!- krzyknęłam i napoje, na które tak długo czekałam, wylądowały na podłodze.- Marcel...
- Heidi.
- Moja kawa!- rozpaczała Han
Kompletnie się rozkleiłam kiedy zobaczyłam, że patrzy w moją stronę.
On mnie widział
Wybudził się.
Odezwał się do mnie.
Od razu do niego podbiegłam i przytuliłam.
- Tak strasznie się o ciebie bałam.- mówiłam przez łzy.
- Wszystkiego najlepszego z okazji naszej rocznicy.- uśmiechnął się lekko.
Był tak słaby, że ledwo uniósł głowę, żeby mnie pocałować.
- Leż i odpoczywaj, a ja idę po lekarza.- oznajmiłam.
- Zaraz tu będzie, poszedł tylko po... coś tam.- powiadomiła mnie Han.
Więcej czasu nie mogłam nacieszyć się chłopakiem, ponieważ doktor wyprosił nas, bo musiał zrobić wszystkie badania.
Postanowiłyśmy pójść po coś do picia. Tym razem Hannah zamawiała napoje, żebym ja nic nie zrobiła.
Dostałam inne zadanie, miałam zadzwonić do znajomych i powiedzieć, że Marcel się wybudził i co ważne nie ma amnezji.
- Tak strasznie się cieszę, że wszystko pamięta.- przetarłam łzy.
- Teraz może być juz tylko lepiej.- powiedziała pani Schmelzer.
Siedziałyśmy na ławce obok automatu i każda z nas gdzieś dzwoniła. Ja do Matsa, Hannah do Marco, a Carmen do męża.
Niecałe dziesięć minut później Andreas i Leah siedzieli obok nas. Kiedy Hannah skończyła rozmawiać z Reusem, dowiedzieliśmy się, że w Dortmundzie już zaczyna się organizowanie przyjęcia powitalnego, o którym za żadne skarby nie możemy powiedzieć Marcelowi, bo w innym wypadku zginiemy.
- Przecież oni nawet nie wiedzą kiedy on wróci. My tego nie wiemy.- zaśmiałam się.
- Właśnie dlatego się obawiam.- zawtórowała mi Han.
Na zakończenie badań czekaliśmy prawie trzy godziny. W tym czasie zdążyłam wyskoczyć z Le i Han do sklepu po jakiegoś wielkiego miśka, kilka balonów, hel i wstążkę, żeby je związać. Nadmuchałyśmy je w damskiej toalecie, wcześniej zostawiając maskotkę rodzicom chłopaka. Związałyśmy balony i wróciłyśmy na korytarz. Wzięłam misia i usiadłam z nim na podłodze.
Pogrążyłam się w rozmyślaniach na dość długą chwilę, wyrwał mnie dopiero głos Leah, która uświadomiła mi, że możemy już iść do Marcela. Na te słowa wystrzeliłam jak z procy. Uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy.
Marcel nadal był słaby, ale na szczęście już nie tak blady jak wcześniej.
- Z kim pacjent widuje się najczęściej?- zapytał doktor.
- Ze mną.- odparłam.
- A państwo mieszkacie razem?
- Tak.- moją odpowiedź wyprzedził Marcel.
- W takim razie poproszę panią na chwilę. Mamy do omówienia kilka spraw.- uśmiechnął się i wyszedł.
Cmoknęłam blondyna w policzek i wyszłam za mężczyzną. Weszliśmy do gabinetu. Usiadłam naprzeciwko niego i słuchałam co ma mi do powiedzenia.
- Przejdźmy od razu do rzeczy. Z pacjentem jest wszystko w porządku. Rany już prawie się zagoiły, co mnie bardzo cieszy. Potrzebna będzie jeszcze krótka rehabilitacja.
- To wspaniale, a kiedy Marcel będzie mógł wyjsć?
- Myślę, że w piątek będzie wolny. Wolę, zeby jeszcze trochę został. Odzyska siły i będzie w pełni gotowy do rehabilitacji.
- A co z grą?
- Po nowym roku jak najbardziej, ale nie wcześniej.
- Dobrze. Dziękuję za wszystko.- uśmiechnęłam się i uścisnęłam dłoń mężczyzny.
Wyszłam z pomieszczenia i udałam się do sali chłopaka. Już na korytarzu słyszałam śmiechy.
- To zdecydowanie jeden z najlepszych momentów w moim życiu.- szepnęłam pod nosem.
Około dwudziestej pierwszej zostałam sama z Marcelem. Rodzina chłopaka, uspokojona że wszystko jest dobrze postanowiła wrócić do Dortmundu i tam na nas czekać. Natomiast Hannah poszła, bo była już zmęczona.
- Jak się czujesz?- zapytałam.
- Coraz lepiej.- uśmiechnął się.- Mogę już bez wysiłku usiąść.- zażartował.
- Widzę, że humor też ci wrócił.- zaśmiał się.- Tęskniłam za tobą.- przytuliłam go.
- Jak tylko wrócimy do Dortmundu, to wyjdziemy gdzieś, żeby w odpowiedni sposób uczcić rocznicę.- oznajmił.
- Kocham Cię.- pocałowałam go.
~*~
Tadaa :3 Marcel się wybudził i nie ma amnezji! JEEEE ♥ Wiedzcie, że zrobiłam to wyłącznie dla was! Miałam kompletnie inny pomysł, ale stwierdziłam, że mogę to zrobić dla moich kochanych misiaków ♥
a teraz coś co mniej wam sraaasznie ucieszy!
Czas na ostatnie 10 - 15 rozdziałów bloga! Taaak! Wszyscy się cieszą! ♥♥♥

dobreee ♥

piątek, 9 sierpnia 2013

54. Tak strasznie cię kocham Marcel.

Wcale nie chcę tu być. Nie chcę patrzeć na te wszystkie kabelki, bandaże i jego kompletnie nieprzytomną twarz.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy zaczęły lecieć mi łzy. Złapałam Marcela za rękę i delikatnie pocałowałam.
- Jego stan jest stabilny.- usłyszałam kobiecy głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam brunetkę około pięćdziesiątki. Uśmiechała się ciepło do mnie.
- Jestem Maria. Zajmuję się twoim…- zacięła się.
- Chłopakiem.- mruknęłam i spuściłam głowę.
Zapadła krępująca cisza. Na szczęście nie na długo.
- Nie martw się, jest tutaj pod dobrą opieką.
- Mam taką nadzieję.- uśmiechnęłam się pusto.
- Mogę cię na chwilę przeprosić? Muszę sprawdzić czy wszystko jest dobrze.
Skinęłam głową na zgodę i wyszłam na korytarz. Usiadłam na podłodze i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Ludzie przechodzili obok mnie i tylko dziwnie spoglądali. Nagle zadzwonił telefon.
- Jak się trzymasz?- zapytała Han.
- Nie za dobrze.- przyznałam.- Hannah to moja wina, to wszystko przeze mnie.
- Nawet tak nie mów.- usłyszałam Marco.
- Co ty tam robisz?- zdziwiłam się.- I skąd wiesz co się stało?
- Han mi powiedziała, ale już można o tym przeczytać w każdej gazecie.- odparł.
- No tak, uroki sławy.- wycedziłam przez zęby.
- Taa.- przytaknął.
- A co z Marcelem?- wtrąciła Han.
- Podobno jego stan jest stabilny, ale doznał licznych obrażeń.
- Heidi nie płacz, to nic nie da. Musisz się uspokoić i być dobrej myśli.
- Oddałabym wszystko, żebyś teraz tu ze mną była. Kocham cię Hannah.
- Też cię kocham Zielona. A teraz obiecaj mi, że się trochę ogarniesz.
- Dobrze.
Rozmawiałam z przyjaciółką, dopóki pielęgniarka nie wyszła z Sali. Od razu zajęłam jej miejsce. Niedługo po tym przyszedł lekarz. Usiadł obok mnie i wyjaśnił wszystko dokładnie.
- Mogą wystąpić powikłania, w wyniku których pacjent może mieć amnezję tymczasową.- oznajmił i skierował się do wyjścia.
Wszystko musi pójść po myśli lekarzy. Marcel nie może mieć amnezji. Sama przez to przechodziłam i nikomu tego nie życzę. Do tej pory nie pamiętam, niektórych urywków z własnego życia.
- Będzie dobrze, musi być dobrze.- szepnęłam.

- Heidi. Heidi obudź się.
Ktoś zaczął mną delikatnie potrząsać. Chyba sobie przysnęłam. Przetarłam oczy i ujrzałam Matsa.
- Co ty tu robisz?- zdziwiłam się.
- Słyszałem co się stało i muszę tu być.- kiwnął głową na Marcela.
- Przyleciałeś sam?
- Tak. Hannah chciała lecieć, ale Marco jej nie pozwolił.- zaśmiał się cicho.
Kompletnie nie spodziewałam się tutaj Hummelsa, ale jego obecność bardzo mi pomogła. Potrzebowałam kogoś bliskiego. Przez jakiś czas siedzieliśmy w kompletnej ciszy.
- Boję się o niego.- powiedziałam.
- Ja też. Nie za ciekawie to wszystko wygląda.
- Lekarz powiedział, że jeśli coś pójdzie nie tak, to Marcel może mieć amnezję.- mruknęłam.
- Wszystko będzie dobrze.- przytulił mnie.- Wiesz kiedy się wybudzi?
- Nie mają pojęcia to może potrwać kilka miesięcy.- rozpłakałam się.
- Nie płacz. Musimy być dobrej myśli.
- To miało być zupełnie inaczej.
Siedzieliśmy razem przy  łóżku Marcela prawie do północy. Później wygoniły nas pielęgniarki. Nie pomagały nawet moje bardzo wyszukane argumenty.
Udało mi się namówić Matsa, żeby nie wynajmował specjalnie pokoju w hotelu i poszedł ze mną.
- Tylko jest jeden mały szczegół.- zaczęłam.
- Co jest?
- Jedno łóżko.- zaśmiałam się niezręcznie.
- Damy radę.- puścił mi oczko.
Kiedy dotarliśmy do domku, usiadłam w fotelu i znowu zaczęłam płakać. Brunet usiadł na oparciu i przytulił mnie.
- Hej, nie załamuj się, będzie dobrze. Wiem, że to tylko głupie gadanie, które tak naprawdę gówno daje, ale mi też nie jest łatwo. Marcel to mój najlepszy przyjaciel, więc w pewnym sensie wiem jak się czujesz.
- Dziękuję, że tu jesteś.- przetarłam oczy i ziewnęłam.
- Nie dziękuj. A teraz kładź się już spać. Musisz odpocząć. Idź do łóżka, a ja zrobię herbatę, okej?
- Dobrze, łazienka jest naprzeciwko sypialni, tam możesz się odświeżyć i przebrać.
Po dziesięciu minutach siedziałam pod kołdrą z kubkiem gorącej herbaty, a obok mnie leżał Mats.
- Jak myślisz, ile to może potrwać?- zapytałam.
- Nie mam pojęcia, miejmy nadzieję, że jak najkrócej.
- A co sądzisz o tej amnezji?
- Nie przyjmuję tego do wiadomości. Wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Chyba pierwszy raz w życiu tak strasznie się o kogoś boję.- przyznał.
- Teraz musimy być dobrej myśli.

Cztery miesiące.
Cztery długie, okropne miesiące.
Od czterech cholernych miesięcy Marcel się nie budzi. Codziennie przychodziłam do niego z samego rana i wychodziłam późno w nocy.
Dzisiaj mamy drugi grudnia. Nasza rocznica.
Ten dzień powinien być wspaniały, powinniśmy razem gdzieś wyjść, na romantyczną kolację…
Nadrobimy wszystko kiedy Marcel wyjdzie ze szpitala.
- Jedziemy?- Han przerwała moje przemyślenia.
Kiedy zbliżał się początek sezonu Mats wrócił do Dortmundu. Już następnego dnia Hannah była u mnie. Mimo, że tak jak Marco, nie pochwalałam tego, że przyleciała tu pomimo jej „stanu” strasznie się ucieszyłam, kiedy ją zobaczyłam. Teraz moja przyjaciółka jest już w siódmym miesiącu ciąży i Marco przylatuje do nas (do niej) kiedy tylko może.
Leah i rodzice Marcela zjawili się dzień po Hummelsie. Cała trójka była równie roztrzęsiona co ja. Byłam pewna, że jego rodzicielka będzie na mnie wściekła. Jednak kiedy się zobaczyłyśmy wpadłyśmy sobie w ramiona i zaczęłyśmy płakać.
- Tak, jedziemy.- odparłam bez wyrazu.
Drogę do szpitala znam już dosłownie na pamięć. Kolejny raz w drodze milczałyśmy. Kiedy dotarłyśmy na miejsce od razu udałam się do Sali numer sto sześćdziesiąt dziewięć. W środku tradycyjnie siedziała pani Schmelzer. Przywitała nas uśmiechem. Przysunęłam sobie krzesełko i usiadłam po drugiej stronie łóżka.
- Rozmawiałaś już z lekarzem?- zapytałam.
- Tak.- odpowiedziała kobieta.
- I co mówił?- dopytywałam poprawiając blondynowi pościel.
- W ciągu tygodnia powinien się wybudzić.- oznajmiła z lekkim uśmiechem na ustach.
Poczułam tysiące motyli w brzuchu. Myśl, że w ciągu najbliższego tygodnia mogę zobaczyć jego cudne oczy i porozmawiać z nim, dodał mi sił.
Chwilę później mama mojego chłopaka wyszła na kawę.
- Rozumiesz, tydzień.- szepnęłam do Han.
Poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy. Byłam strasznie szczęśliwa.
- Jak na razie to najlepsze co mogłam usłyszeć w naszą rocznicę.- uśmiechnęłam się do siebie i złapałam jego dłoń.- Tak strasznie cię kocham Marcel.
- Może będzie jeszcze lepiej i wybudzi się dzisiaj. W waszą rocznicę.- Han położyła mi dłoń na ramieniu.
- Nawet nie wiesz ile bym za to dała.- westchnęłam.- Wszystkiego najlepszego kochanie.- pocałowałam go w policzek.- Idę chwilę porozmawiać z lekarzem.
Z lekarzem rozmawiałam prawie godzinę. Dowiedziałam się, że szanse, iż Marcel wybudzi się dzisiaj lub jutro wynoszą nie więcej niż sześćdziesiąt procent. Jak dla mnie to i tak była wspaniała wiadomość.
- To zdecydowanie najlepszy dzień od ostatnich czterech miesięcy.- szepnęłam pod nosem i wróciłam na salę.
- Pomożesz mi? Poprawimy mu poduszkę.- zapytała przyjaciółka.
- Oczywiście. Ja go przytrzymam, a ty ją poprawisz.- oznajmiłam.
~*~

Pierwsze co to chcę was przeprosić za to, ze nie dodałam rozdziału wtedy kiedy miałam dodać, ale po wiśniach wyjechałam na wakacje, a jak wróciłam byłam zmęczona.
Mam też wiadomość dotyczącą opowiadania, które miałam zacząć pisać kiedy skończę to. Mianowicie, na razie nie będę tam nic dodawała, bo mam pomysł, jak przedłużyć to ♥
Jak pisałam ten rozdział to sie poryczałam,bo sobie wyobraziłam jakby naprawdę Marcel miał jakiś wypadek i przez tyle czasu był w śpiączce ;_;
i mam dylemat co do tego kiedy Marcel ma się wybudzić, no ale może coś wymyślę ><

poniedziałek, 22 lipca 2013

ważne !

Miśki moje kochane !
Od dzisiaj przez dwa tygodnie zbieram wiśnie. Od ósmej rano do szóstej/siódmej wieczorem i później jestem strasznie zmęczona. Przez to możliwe, że rozdział pojawi się dopiero jakoś około szóstego sierpnia. :c
Jeśli wcześniej znajdę wolną chwilę to postaram się coś napisać, ale jeśli mam być szczera to wątpię, że mi się uda :'c
Przepraszam i mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :)
Jakby to powiedziała moją była pani od polskiego: "ja nie jestem maszyną" xd

Do napisania. Kocham Was <3

środa, 17 lipca 2013

53. Heidi takie rzeczy obowiązkowo musisz mi mówić!

Nagle ktoś zasłonił mi słońce.
- Kimkolwiek jesteś i z jakiegokolwiek powodu zakłócasz mi opalanie, odejdź.- mruknęłam.
Poskutkowało. Ktoś się oddalił. Niestety tylko na chwilkę. Coś ciężkiego i mokrego leżało na mnie.
- Marcel!- pisnęłam.- Złaź ze mnie.
- Na mokro lepiej się opalisz.- zaśmiał się.
- Ale jeśli wcześniej zejdę na zawał, nic mi to nie da.- zaśmiałam się.
- Oczywiście.- zawtórował mi.
- Długo tak będziesz jeszcze na mnie leżał?
- Tak, jesteś bardzo wygodna.- pocałował mnie.
- Miałam się opalać, a nie trzymać cię na brzuchu.- uniosłam brew.
Zaśmiał się pod nosem i zszedł ze mnie.
- Dziękuję bardzo kochanie.- uśmiechnęłam się i przewróciłam na plecy.
- Teraz to kochanie.
- Posmaruj mi plecy proszę.- puściłam mimo uszu jego uwagę.- Marcel!- wrzasnęłam kiedy rozpiął mi stanik od stroju kąpielowego.
- Tak się lepiej opalisz.- puścił mi oczko.
Gdyby nie miał trochę racji to dostałby ode mnie po głowie. Mruknęłam coś jeszcze pod nosem i ponownie zamknęłam oczy. Marcel posmarował mi plecy i najprawdopodobniej położył się obok.
Praktycznie cały dzień spędziliśmy na plaży. Nawet dałam mu się namówić na wejście do wody. Pod wieczór zaczęliśmy się zbierać.
- Ale się spiekłam.- jęczałam.
- Trzeba było dłużej leżeć.- wyśmiał mnie.
- Byłam posmarowana kremem z filtrem.- tłumaczyłam.
- Widocznie za słabym.
Klepnęłam go w ramie z uśmiechem.
- Wiesz, która godzina? Bo telefon mi się ładuje w domu.- zapytał.
Zaczęłam grzebać w torebce, ale nigdzie nie mogłam znaleźć telefonu. Sprawdziłam kieszenie, ale tam też go nie było. Zaczęłam się rozglądać dookoła siebie.
- Co jest?
- Cholera, chyba gdzieś mi wypadł.- oznajmiłam.
- Na pewno dobrze sprawdziłaś?
- Tak, nie ma go.
- Poszukaj tu, a ja rozejrzę się po drugiej stronie ulicy.
- Dobra.- odparłam i zaczęłam jeszcze raz, na wszelki wypadek, przeszukiwać torebkę.
Po chwili usłyszałam Marcela, który krzyczał, że go znalazł.
Odwróciłam się i z mojej twarzy momentalnie zszedł uśmiech.
- Marcel uważaj!!- wrzasnęłam z całych sił, ale było za późno.
Na moich oczach jakiś mężczyzna potrącił blondyna. Kiedy facet zorientował się co zrobił szybko zmysł się z miejsca wypadku. Na szczęście udało mi się zapamiętać numery rejestracyjne auta. Sekundę później siedziałam zapłakana obok mojego chłopaka. Leżał nieprzytomny z telefonem w ręce. Wzięłam urządzenie i najszybciej jak potrafiłam wezwałam karetkę. Później paskiem od torebki ucisnęłam mu udo, z którego ciekła krew.
- Marcel, odezwij się, proszę.- coraz bardziej płakałam.
Żadnej reakcji.
Szybko sprawdziłam puls. Mało wyczuwalny, ale był. Teraz najważniejsze, żeby pogotowie przyjechało tak szybko jak się tylko da.
Ludzie mijali nas i nic sobie z tego nie robili. Nikt się nie zatrzymał i nie zapytał czy potrzebuję pomocy. To chyba oczywiste, że potrzebowałam!
- Marcel, błagam powiedz coś. Obudź się!- przetarłam ręką oczy.
Siedziałam tam z jego głową na kolanach. Głaskałam go delikatnie po twarzy.
To zdecydowanie najgorsze wakacje w moim życiu. Dlaczego musiałam zgubić ten pieprzony telefon. Mogłam bardziej go pilnować.
Dość tego użalania się nad sobą. Czasu nie cofnę, chociaż strasznie bym chciała. Teraz muszę się uspokoić i wierzyć, że wszystko będzie dobrze.

- Nie! Nie ma mowy, żebym tu została!- krzyknęłam do jednego z lekarzy.
- proszę mnie posłuchać...
- Nie! Nie rozumie pan, że ja nie odpuszczę?!
Kłóciłam się z nim od kiedy tu przyjechali. W końcu mężczyzna zadał sobie sprawę, że nie dam się tak łatwo spławić i pozwolił mi wsiąść. Złapałam Marcela za rękę i powtarzałam sobie w duchu, że wszystko będzie dobrze. Do szpitala dojechaliśmy w trzydzieści minut. Zostawili mnie w recepcji i zabrali gdzieś Marcela. Wiedziałam, że teraz niczego się nie dowiem, więc usiadłam i starałam się uspokoić.
Zupełnie inaczej miały wyglądać te wakacje.
Siedziałam w poczekalni ponad trzy godziny. Kiedy jeden z lekarzy zszedł na dół od razu go dopadłam.
- O! Witam panno Heidi.- przywitał mnie z uśmiechem.
- Skąd pan mnie zna?- zdziwiłam się.
Głupia jestem. Przecież chodzę ze sławnym piłkarzem, jak mogą mnie nie znać!
- Jest pani dziewczyną Marco Reusa.- wyjaśnił.
- Marco?!- krzyknęłam nie ukrywając szoku.
- No tak.- odparł pokazując mi jakąś gazetę.
Na pierwszej stronie było zdjęcie, z dnia kiedy pomagałam Reusowi w przygotowaniach do zaręczynowej kolacji dla Han. Do tego wielki, biały tytuł "Marco Reus i jego nowa miłość! Ciężarna dziewczyna zamieniona?" A pod spodem krótki artykuł i kilka zdjęć z tamtego dnia.
- Proszę pana to jakaś pomyłka. Ja nie jestem jego dziewczyną. Marco Reus to mój przyjaciel.- sprostowałam.
- Rozumiem, nie chcecie się jeszcze ujawniać.- puścił mi oczko.
- Tu się nie ma co ujawniać! Ja jestem dziewczyną Marcela Schmelzera, którego jakieś cztery godziny temu tutaj przywieziono, ponieważ został potrącony.- oznajmiłam poddenerwowana.
Mężczyzna widocznie był zaskoczony, ale chyba udało mi się go przekonać, że to co powiedziałam było prawdą.
- Mogę się dowiedzieć co z nim?- dodałam po chwili.
- Proszę chwilę zaczekać. Zaraz przyślę odpowiednią osobę.- powiedział i znikł gdzieś.
W tym czasie zadzwoniłam do Han. Do póki nie dowiem się co jest z Marcelem postanowiłam nic jej nie mówić. Kiedy odebrała, zapytałam czy widziała co jest na pierwszych stronach gazet. Odparła, że tak i zaczęła się śmiać. Nie wiem czemu, ale zaczęłam płakać.
- Zielona co jest?- zapytała zmartwiona.
- Marcel miał wypadek.- odparłam.
- Co? Dlaczego od razu mi nie powiedziałaś?!
- Nie chciałam cię martwić.
- Heidi takie rzeczy obowiązkowo musisz mi mówić!- zdenerwowała się lekko.- Jak to się stało?
Opowiedziałam jej całą tą cholerną historię. Wtedy przyszedł lekarz.
- Zadzwonię później. Przyszedł lekarz.- westchnęłam i rozłączyłam się.- Dzień dobry. Co z nim?
- Proszę za mną.
Szybko wzięłam torebkę i poszłam za nim. Wjechaliśmy windą na czwarte piętro. Jak się domyśliłam, tutaj leżał Marcel. Mężczyzna zaprowadził mnie do swojego gabinetu.
- Wyjdzie z tego.- zaczął, a mi od razu ulżyło.- Miał liczne złamania i pęknięcia. Do tego nadciętą tętnicę udową, ale na jego szczęście tym zajęli się dobrze w karetce. Dobrze, że pani wcześniej próbowała tamować krwawienie. Możliwe, że gdyby nie pani, pacjent by nie przeżył.
- Mogę go zobaczyć?
- Tylko na chwilę.- uśmiechnął się do mnie pocieszająco.
- Dobrze.- mruknęłam i wstałam.
~*~
buahahahaha! ja to jednak jestem wredna xd no, ale już za długo było dobrze ^^^
już niedługo na serio kończę to opowiadanie. Nie dlatego, że nie chce mi się go pisać :) po prostu kończą mi się pomysły :c
http://wszystkoowjednym.blogspot.com/ -> spis opowiadań o piłkarzach :3 (zostawiajcie swoje linki ♥)
przy okazji, chciałam wam podziękować za te wszystkie nominacje do Liebster Awards, 40.000 wyświetleń i wszystkie komentarze *-* nawet nie wiecie jak się cieszę, że to opowiadanie wam się podoba ♥
KOCHAM WAS BARDZO MOCNO MISIAKI ♥

#true ♥

piątek, 12 lipca 2013

52. Daj mi go do telefonu.


- Ale się uśmiałeem.- Marco odparł z sarkazmem.
- Dobra, a teraz coś poważniejszego.- zaczęła Heidi.- Mam do ciebie sprawę.- zwróciła się do mnie.
- Mam się czegoś obawiać?- zdziwiłam się.
- Po powrocie z Ibizy przeprowadzam się do Marcela.- powiedziała niepewnie.
- Co? Zostawiasz mnie?
- Dasz radę. Tylko nie krzycz.- zaśmiała się.
- A co z domem?- zapytałam zmieniając temat.
- Leah w nim zamieszka.- oznajmiła.
Spojrzałam na nią jak na idiotkę.
- A od kiedy to wy się tak kochacie?
- W końcu to siostra mojego chłopaka, musiałam się do niej przekonać.- zaśmiała się.
- Marcel ja cię kocham normalnie. Udało ci się ją zmienić w ciągu...- zawahałam się.- Ile wy już jesteście razem?
- Osiem miesięcy.- podpowiedziała mi Heidi.
- No właśnie zmieniłeś ją w osiem miesięcy, a mnie się to nie udało przez kilkanaście lat. Ty jesteś niewiarygodny.
- Uznam to za komplement.- odparł.
- I dobrze, bo to był komplement.
- Bo zacznę się robić zazdrosny.- wtrącił Marco.
- Nie masz o co głuptasie.- zaśmiałam się.- My się zbieramy, bo zaraz mamy wizytę u lekarza.
- Wyślij mi zdjęcie mojego chrześniaka.- Heidi puściła mi oczko.
- Nie ma sprawy. Miłych wakacji.- uśmiechnęłam się i przytuliłam ich.
Wyszliśmy z lotniska i pojechaliśmy do pani doktor.

#Heidi
Lot minął mi na rozmowie z Marcelem i słuchaniu muzyki. Pod wieczór byliśmy na miejscu. Od razu poczułam się lepiej.
- To będą niezapomniane wakacje.- westchnęłam.
- Z tobą na pewno.- pocałował mnie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę taksówki. Mężczyzna zawiózł nas do domku, który wcześniej wynajął Marcel. Zostawiliśmy rzeczy i wyszliśmy na spacer brzegiem plaży. Kiedy wróciliśmy do domu było już sporo po drugiej. Szybko się wykąpałam i wskoczyłam do łóżka. Chwilę później Marcel był obok mnie.
- I jak pierwsze wrażenia?
- To wszystko mnie zauroczyło.- przyznałam.- Jak na razie jestem zachwycona. Oby tak było do końca.- pocałowałam go.
- Na pewno będzie.- przytulił mnie.
- Dobranoc.
- Kolorowych Misiek.
Ułożyłam się wygodnie w jego ramionach i zasnęłam.
Około dwunastej obudził mnie szum fal. Uśmiechnęłam się i przetarłam zaspane oczy.
- Długo się tak przyglądasz?- zapytałam.
- Jakieś dwadzieścia minut, no może trzydzieści.- zaśmiał się.
- Chyba nie zrobiłam nic głupiego przez sen?
- Poza tym, że mnie skopałaś to nie.
- Przepraszam. Wiesz, że nie chciałam.
Nagle blondyn wybuchnął śmiechem. Wtedy zdałam sobie sprawę, ze robił sobie ze mnie żarty. Walnęłam go poduszką w ramię i zaczęłam się śmiać. W pewnym momencie za bardzo się wychyliłam i zleciałam z łóżka. Na szczęście nic sobie nie zrobiłam, choć znając mnie mogło się różnie skończyć.  Zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej, a Marcel tylko patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Nigdy nie widziałeś jak człowiek spada z łóżka?
- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś się po tym śmiał tak bardzo jak ty.
Ogarnęłam się i wyszliśmy trochę pozwiedzać.
Muzea, starówki, kościoły, plaża... a pod wieczór zabawa w klubie.
Większość mężczyzn była mną konkretnie zainteresowana, ale na ich nieszczęście Marcel ciągle był przy mnie. Przez całą noc tańczyliśmy, piliśmy i śmialiśmy się razem. Do domu wracaliśmy pieszo trzymając się za ręce.
- Mam najcudowniejszego chłopaka na świecie i możecie mi go cholernie zazdrościć!- wrzasnęłam i pocałowałam blondyna.
- Jesteś szalona.- zaśmiał się.
- Dopiero teraz to odkryłeś?- włożyłam mu rękę pod koszulkę i przygryzłam wargę.
- Nie kuś, do domu jeszcze kawałek.- mruknął.
- Przecież ja nic nie robię.- odparłam niewinnie.
Spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
- Ja wiem co to wszystko oznacza kochanie.
- Skoro wiesz, to może byś trochę przyśpieszył?
- No nie wiem.- droczył się ze mną.
- Marcel, jestem kompletnie pijana i do tego napalona. Wykorzystaj to. Taka sytuacja może się szybko nie powtórzyć.- bełkotałam.
Widziałam zdziwienie na jego twarzy. Kompletnie nie miałam panowania nad tym co robiłam, myślałam i mówiłam. Dlatego nie dziwiłam się, że był tak zszokowany tym co się działo.
Po chwili zaśmiał się jak gdyby nigdy nic. Złapał mnie ponownie za rękę i dalej szliśmy do domu. Mimo sporej ilości alkoholu we krwi starałam się podziwiać Ibizę nocą. To miejsce było cudowne. Pomyśleć, że właśnie skończył się drugi, właściwie trwał już trzeci, dzień naszego pobytu tutaj.
- Przeszło ci już trochę?- zaśmiał się, kiedy byliśmy na miejscu.
- Trochę.- zaśmiałam się i puściłam mu oczko.
Weszliśmy do środka i od razu przemieściliśmy się do sypialni.
Niezapomniana noc na Ibizie.
Obudziłam się około czwartej rano, przez głośne grzmoty. Ziewnęłam i podeszłam do okna. Na dworze rozpętała się porządna burza. Uśmiechnęłam się pod nosem. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu ubrań. Po prawie dziesięciu minutach szukania stwierdziłam, że szybciej będzie jeśli założę nowe ubrania. Szybko wyciągnęłam pierwsze lepsze ciuchy, chwyciłam aparat i wybiegłam z domu, tak żeby nie obudzić Marcela. Nie wzięłam statywu, żeby nie robić sobie zbędnego ciężaru. Pobiegłam około dwustu metrów za dom. Był tam świetny widok na Morze Śródziemne, a jeszcze lepszy na pioruny. Nagrałam krótki filmik powitalny, żeby opowiedzieć gdzie jestem. Później przystąpiłam do najlepszego. Zdjęcia wychodziły cudowne. Każde lepsze od poprzedniego. Byłam tak pochłonięta robieniem zdjęć, ze nie zauważyłam dzwoniącego telefonu. Dopiero, trzy godziny później, kiedy burza się zakończyła, a ja wracałam szczęśliwa do domu, na drodze spotkałam Marcela.
- Gdzieś ty była?- prawie krzyknął.
- Na polanie niedaleko domu. Przebudziłam się, była burza...- tłumaczyłam się.
- Mogłaś mi zostawić wiadomość. Obudziłem się a ciebie nie było. Telefonu też nie odbierałaś. Bałem się, ze coś ci się stało.- przytulił mnie mocno.
Czułam jak mocno i szybko biło mu serce. Zdałam sobie sprawę, ze naprawdę mocno go wystraszyłam.
- Przepraszam.- powiedziałam ze skruchą.
- Najważniejsze, ze nic ci nie jest.- pocałował mnie w czoło.
Objął mnie ramieniem i wróciliśmy do domu. Przebrałam się i razem zjedliśmy śniadanie.
Około dziesiątej poszliśmy na plażę. Kiedy Marcel poszedł po coś do picia, zadzwonił mi telefon.
- No hej co tam słychać?- zapytała Han.
- Dobrze, siedzimy na plaży i się smażymy.- odparłam.- A co tam u was?
- Wszystko po staremu, siedzimy u Marco i oglądamy filmy.
- Zabrałby cię gdzieś a nie.- zaśmiałam się.
- To jemu to mów a nie mi.- zawtórowała mi.
- Daj mi go do telefonu.- zarządziłam.
- Przykro mi, ale wyszedł do sklepu na zakupy. Na razie siedzę z Mario i Kevinem.
- Ma szczęście. Pozdrów ich ode mnie. Muszę kończyć, zadzwonię później. Pa.
- No pa.- powiedziała i się rozłączyłam.
Ułożyłam się wygodnie na kocu i przymknęłam oczy. Wsłuchiwałam się w szum morza i czułam na ciele ciepły wiatr.

~*~
Wiem, że tym, że tak długo na rozdział czekaliście zasłużyłam sobie na spalenie na stosie. XD
ale po prostu nie mogłam się za niego zabrać :o
Przepraszam, mam nadzieję że mi wybaczycie ♥

hahahahahahahahahahahaha xd ♥