czwartek, 27 czerwca 2013

51. Reus nie ciesz się tak, bo ci poprzestawiam twarz.

- Jeszcze raz przepraszam. Mam nadzieję, ze mi wybaczysz.- uśmiechnął się.
- Oczywiście, ze tak.- zaśmiałam się.- Ale obiecaj, że zapiszesz się na tą operację.
- Już to zrobiłem. Szóstego czerwca będzie po wszystkim.- pocałował mnie.- Jeśli nie wierzysz to możesz zapytać Kubę, Sebastiana albo nawet trenera.
- Wierzę ci głuptasie.- przytuliłam go.- Kocham cię Łukasz.- szepnęłam.
- Ja ciebie też Skarbie.
Godzinę później wszyscy byli w drodze do domu, żeby odświeżyć się przed imprezą.
Przez cały ten czas Łukasz praktycznie się nie odzywał. Widać było, ze jest bardzo smutny.
- Łukasz wiem, że ci smutno, ale nie możesz się tak zamartwiać.- pogładziłam go po ramieniu.
- Wiem, ale byliśmy tak blisko wygranej.- pokręcił zły głową.- W pierwszej połowie mogliśmy już wygrać ten mecz.
- Następnym razem im pokażecie kto tu rządzi.- zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
- Dzięki.- uśmiechnął się.

#Heidi.
- Obiecaj mi, że za rok ich skopiecie. Boże jak ja nienawidzę Bayernu. To jest jedyny klub, którego szczerze nie lubię.- nie dawałam Marcelowi dojść do głosu.- Przecież oni powinni grać w dziesiątkę! Czy ten sędzia ślepy był?!- irytowałam się coraz bardziej.
- Uspokój się, bo jak tak dalej pójdzie to w następnym sezonie nie będziemy mieli z kim grać.- zaśmiał się.
- Ale mi ciśnienie podnieśli. Grrrrrr.
- Pojedziemy na imprezę to się odprężysz.
- Oby, bo inaczej będziesz miał ze mną ciężko.- oznajmiłam.- Mam nadzieję, ze już się tak nie smucisz po tej NIESPRAWIEDLIWEJ przegranej.
- Odkąd zaczęłaś mówić jest lepiej.- wyśmiał mnie.
- Tak bardzo chcesz, żebym się na ciebie obraziła?
- Ależ skąd.- pocałował mnie.- Lepiej leć się szykować bo mamy tylko godzinę.
Wyrobiłam się w czterdzieści minut. Gotowa zeszłam do Marcela, który był już w garniturze.
- Skąd ty go wziąłeś?- zdziwiłam się.
- Miałem w samochodzie.- puścił mi oczko.- To możemy jechać?
- Tak, możemy.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, przy jednym stoliku siedziała Zuza z Piszczkiem. Dosiedliśmy się do nich, a po chwili zjawiła się Hannah i Marco.
- Kochanie jak ty ślicznie wyglądasz.- zaśmiał się Reus.
- Na serio jeszcze ci się to nie znudziło?- zawtórowałam mu.
- Mówiłem ci, ze to mi się nigdy nie znudzi.
- To nie wiem jak wytrzymasz tydzień kiedy mnie nie będzie.
- Co? A gdzie się wybierasz?- zdziwił się.
- Jedziemy na Ibizę.- Marcel odpowiedział za mnie.
- Jak możesz mi ją zabierać?!- Marco udawał załamanego.
- Oh, wytrzymasz Misiaczku mój.- poczochrałam mu włosy.
- Co ty robisz?! Układałem tą fryzurę godzinę!- krzyknął oburzony.
Kiedy cały zespół BVB był na miejscu, chłopaki poszli powiedzieć kilka słów i zaczęła się zabawa.

- A ty wiesz że ja cię bardzo kocham?- bełkotałam pijana.
- Tak, wiem.- Marcel się zaśmiał.
- A ty Han wiesz, że cię kocham?
- Oczywiście.
- A wy chłopaki wiecie, że was kocham?- zwróciłam się do Mario, Matsa, Marco, Moritza i Leo.
- Oni nie wiedzą i niech tak zostanie.- wtrącił Schmelle.- My się chyba będziemy zbierać.
- Juuuuż?! Jest dopiero...... o czwarta. Chyba masz rację.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi (którzy jeszcze zostali) i zamówiliśmy taksówkę. Aż się zdziwiłam, że o tej godzinie jeżdżą.
- Jedziemy do mnie.- oznajmiłam i podałam kierowcy adres.
- Miałem tu dużo do gadania.- zaśmiał się.
W połowie drogi położyłam głowę na ramieniu Marcela i zmęczona przysnęłam. Cały czas czułam jak głaskał mnie po głowie i całował w czoło. Kiedy taksówka się zatrzymała przebudziłam się.
- Ciii, Heidi śpij sobie.- szepnął i wziął mnie na ręce.
- Jesteś najlepszy.- mruknęłam i wtuliłam głowę w jego lewy obojczyk.
- Miło słyszeć.- odparł.
Nie mam pojęcia jak poradził sobie z otworzeniem drzwi, trzymając mnie ciągle na rękach, ale wyszło mu to. Położył mnie na łóżku, a kiedy położył się obok kompletnie odpłynęłam.
Miałam bardzo przyjemny sen. Śniły mi się nasze wakacje na Ibizie. Siedzieliśmy na plaży przy zachodzie słońca. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i nagle Marcel klęknął przede mną i zapytał czy za niego wyjdę.
Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Jednak szybko zmienił się w grymas spowodowany straszliwym kacem. Marcela nie było obok.
- Marcel!- krzyknęłam.
- Co jest?- odparł z dołu.
- Możesz mi przynieść wodę?
- Już idę.
Po chwili do pokoju wszedł blondyn z tacką jedzenia.
- Fajny fartuszek.- zaśmiałam się.
- Wiem, podkreśla moje oczy.- zawtórował mi.
- Oh ty mój skromnisiu.- wzięłam tabletkę na ból głowy i wstałam z łóżka.- Idę się przebrać.
Dziesięć minut później byłam z powrotem. Zjedliśmy śniadanie i wyszliśmy na spacer.
- To jak, wprowadzasz się do mnie teraz czy po Ibizie?- zapytał.
- Zależy kiedy się spakuję.
- W tydzień nie zdążysz? 
- Zobaczymy. A dzwoniłeś do Leah?
- Tak. Powiedziała, że z wielką chęcią się tam wprowadzi, oczywiście jeśli się nie rozmyśliłaś.
- Nie skądże, tylko muszę powiedzieć Han.- oznajmiłam.

- Marco puszczaj mnie!- śmiałam się.- Za piętnaście minut musimy być na lotnisku! Muszę się pożegnać z Heidi i Marcelem.
- Oj przestań. Przeżyją.
- Ale ja nie! Już! Złaź ze mnie i jedziemy.- zarządziłam.- Przecież nie będziemy tam siedzieć do jutra.- dodałam.
- No dobra, niech ci będzie, ale jak wrócimy to...
- Jak wrócimy, to jedziemy na wizytę z małym.- oznajmiłam.
- Przez tą ciążę strasznie się rządzisz.
- To, ze jestem w ciąży, nie oznacza że ci nie przywalę, więc się pilnuj.- ostrzegłam go.
- Oczywiście moja najukochańsza.- wyszczerzył się.
- Jedziemy. Teraz.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę lotniska. Od razu ich znalazłam. Wszystko dzięki zielonym włosom Heidi
- Udanej podróży.- przytuliłam Zieloną.
- Dzięki. Już nie mogę się doczekać.
- Tylko uważajcie tam na siebie.
- Hannah, spokojnie. Marcel jest odpowiedzialny.- odparła.
- To ja wiem i te słowa były głównie do ciebie.- powiedziałam.
- Reus nie ciesz się tak, bo ci poprzestawiam twarz przed wylotem.
- Wszyscy mi dzisiaj grożą! Co to ma być.- lamentował.
Heidi spojrzała na mnie pytająco. Zbyłam ja machnięciem ręki.
- To kupcie nam tam coś ładnego.- Marco się zaśmiał.
- No jasne. Tobie kupię smycz, a Han poradnik, jak sobie radzić z dzikim zwierzętami.

~*~
W końcu napisałam *.* średnio mi się podoba. Trochę poprzeskakiwałam w czasie, ale mam pomysł na Ibizę ^^^ (nie wszystkim się to musi spodobać) i chcę to jak najszybciej napisać, bo jeszcze zapomnę xd
BOŻE to już 51 rozdział :OOOO pasowałoby powoli kończyć, co nie?

jprdl xd beka życia HAHAHAHAHA ♥

środa, 19 czerwca 2013

50. To leć. Szczęścia wam życzę.

- A może Chiny?- zaśmiałam się.
- To przynajmniej lepsze od Iraku.- zawtórował mi.
- Oj tam przynajmniej jestem oryginalna.- broniłam się.- Polska? Zuza mówiła, że tam jest wspaniale.
- Łukasz też tak mówił.- odparł.- A co powiesz na Paryż?
- Ooo, miasto zakochanych.- rozmarzyłam się.
- Tak, w sam raz dla nas.- pocałował mnie w czoło.
Od ponad godziny siedzieliśmy w pokoju hotelowym Marcela i dyskutowaliśmy o tym gdzie się wybierzemy na „wakacje”. Padło wiele dziwnych pomysłów, większość moich.
- A może na jakąś wyspę? Ibiza? Kuba?
- To nie jest zły pomysł.
- No przecież wiem.- uśmiechnęłam się.- To Polska, Paryż czy Ibiza?
- Do Polski możemy się kiedyś wybrać z Kubą, Piszczem albo Lewym.- oznajmił.
- Też racja. To może Ibiza?
- To ustalone.- pocałował mnie.- Tydzień na Ibizie.
- Już nie mogę się doczekać.- ucieszyłam się.- Myślisz, że do tego czasu Zuza i Łukasz się pogodzą?
- Jestem pewny. Od czasu ich kłótni Łukasz chodzi przybity.
- Zuza też się dziwnie zachowuje.- przyznałam.
- Będzie dobrze, nie musisz się o nich martwić. Łukasz jest odpowiedzialny.- przytulił mnie.
- Mam taką nadzieję.- westchnęłam.
- Spokojnie. Nie zaprzątaj tak tym sobie ślicznej główki.
- Ale się podlizujesz.- zaśmiałam się.
- Wcale nie. Wiem, ze nie muszę.
- Taak? A kto ci tak powiedział?
- Nikt nie musiał mi mówić.- pocałował mnie w policzek.- Już za dobrze cię znam kochanie.- szepnął mi do ucha.
- Nie bądź taki pewny siebie.- zaczęłam go namiętnie całować.

- Bardzo się denerwujesz?- zapytałam, kiedy Marco szykował się na ostatni trening przed meczem.
- Tak, ale staram się to opanować.- zaśmiał się.
- Jak dla mnie już jesteście zwycięzcami.- pocałowałam go.
- Dzięki kochanie.- puścił mi oczko.
- Nie masz za co, a teraz leć, bo się spóźnisz.- klepnęłam go w tyłek, śmiejąc się.
- Do zobaczenia na meczu!- krzyknął i wyszedł z pokoju.
Kilka minut później byłam w drodze do Heidi. Weszłam akurat, kiedy żegnała się z Marcelem.
- Oh oh, jak słodko.- zaśmiałam się.
- Nikt cię nie nauczył pukać?- Heidi rzuciła we mnie poduszką.
- Uczę się od najlepszych.- puściłam jej oczko.
- To ja lecę. –powiedział Marcel i wyszedł.
- Idziemy pozwiedzać sklepy przed meczem?- zaproponowałam.
- Głupie pytanie. Jasne, że tak.- zaśmiała się.- Pytałaś Zuzę?
- Tak, ale powiedziała, ze nie ma nastroju.
- Mogliby się już z Łukaszem pogodzić.- westchnęła.
- W końcu się pogodzą, zobaczysz. A teraz lecimy.
Wyszłyśmy z hotelu i skierowałyśmy się do jakiegoś centrum handlowego.
- Jeszcze ci się nie chwaliłam.- Heidi zaczęła się szczerzyć.- Wyjeżdżam z Marcelem na Ibizę.

Siedziałam w pokoju hotelowym i czekałam na ulubiony serial. Łukasz dawno wyszedł na trening. Od ostatniej kłótni sprzeczamy się o wszystko. Chciałam dostać oddzielny pokój, ale wszyscy (oprócz mnie i Piszcza) uznali, że jeśli wylądujemy razem to w końcu się pogodzimy. Jesteśmy tu już kilka dni i na razie nie działa.
Nagle usłyszałam otwieranie się drzwi. Z początku myślałam, ze to dziewczyny przyszły, żeby dalej mnie namawiać na zakupy. Jak się później okazało myliłam się. Do pokoju wleciał Piszczu, w jeszcze gorszym nastroju, niż kiedy wychodził.
- Co jest tym razem?- zapytałam niby od niechcenia.
- Tym razem?!- prawie krzyknął.
- Bardzo przepraszam, ale to nie ja od kilku dni o wszystko się czepiam.- syknęłam.
- Że niby ja się czepiam?- zdziwił się.
- Nie no coś ty! To mi nie pasowało śniadanie. To mi nie pasowała pościel, łazienka, telewizor i to mi nie podobał się kolor ścian!- wrzasnęłam.- A przede wszystkim to zapewne mi nie odpowiadał lokator.- dodałam trykając go palcem w klatkę piersiową.
- Ale to nie ja zwalam całą winę na innych.- odparł oschle.
- Nie wierzę, że aż tak się zmieniłeś.- szepnęłam ze łzami w oczach.- Nadal nie rozumiesz, ze się o ciebie martwię?!- wybuchnęłam.
- Rozmawialiśmy na ten temat i wiesz, jak się to skończyło. Więc proszę nie zaczynaj znowu!- zabrał wodę i wyszedł.
Usiadłam na kanapie i rozpłakałam się. Dokładnie tak, od przyjazdu do Londynu, wyglądają nasze rozmowy. Kiedy tylko zacznę trudny dla niego temat, zaczyna krzyczeć i wychodzi.
Spojrzałam na pierścionek zaręczynowy i przypomniałam sobie wszystkie te cudowne chwile. To dało mi siłę.
- Nie poddam się. Jeszcze dzisiaj wszystko będzie okej.- zarządziłam.
Przetarłam łzy i zadzwoniłam do dziewczyn, o której spotykamy się, przed meczem. Miałam jeszcze ponad trzy godziny. Wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Półtorej godziny przed umówionym czasem zaczęłam się szykować. Skończyłam akurat, kiedy dziewczyny przyszły.
- Widzę, że jesteś pozytywnie nastawiona. Wszystko już okej?
- Jeszcze nie Han, ale jeszcze dzisiaj będzie.- uśmiechnęłam się.
- I taką Cię kocham.- Heidi mnie przytuliła.
- Dzięki… To idziemy?
- Jasne.- odparły.

- Nie! To jest zły sen prawda?!- mówiłam przez łzy.
Na Wembley wszyscy kibice BVB byli załamani. Bayern Monachium wygrał Ligę Mistrzów. Mimo tego wszyscy, którzy naprawdę byli dzisiaj sercem z Borussią, podziękowali piłkarzom i całemu sztabowi za wspaniały sezon. Chłopaki dali z siebie wszystko.
Przez parę minut kompletnie się wyłączyłam. Han i Heidi coś do mnie mówiły, ale nie kontaktowałam. Wszystkie moje myśli krążyły wokół pewnego piłkarza odbierającego medal. Łukasz miał minę jakby przegrał wszystko. Nie wstydził się łez, które ciekły i nie miały zamiaru przestać.
- Chyba naprawdę nie wiedziałam, jakie to dla niego ważne.- mruknęłam.
Kiedy wszyscy wrócili na boisko, jak torpeda wystartowałam z trybun. Miałam jak najszybciej znaleźć mojego Piszcza.
Od razu go zauważyłam. Stał z Kubą i Sebastianem. Bez wahania podbiegłam i mocno go przytuliłam.
- Przepraszam.- wyszeptałam.
Łukasz stał jak wryty. Chyba się tego nie spodziewał.
- Teraz mówisz, że to ty powinieneś ją przeprosić.- podpowiedział mu Błaszczykowski i puścił mi oczko.
- Tak.. Ja przepraszam. Zuza, wiem że się o mnie martwisz i dziękuję ci za to, ale ten meczem naprawdę był dla mnie ważny.
- Rozumiem i przyjmuję przeprosiny.- pocałowałam go.
Strasznie mi tego brakowało. Jego bliskości, dotyku, pocałunków…
- To ja nie przeszkadzam.- powiedział Kuba i zerknął w stronę jakiejś blondynki.
- A kto to jest?- zaciekawiłam się.
- Agata.- uśmiechnął się.- Poznałem ją parę dni temu.
- To leć. Szczęścia wam życzę.- zaśmiałam się.
- Dzięki. Do zobaczenia później.- odparł i popędził w stronę nowej dziewczyny.
~*~

Wiem, że długo nie pisałam xd ale miałam chwilowy brak weny ;_;
może wam się trochę spodoba ;3
Wiem też, ze miałam jeszcze więcej namieszać Piszczowi i Zuzie, ale nie mogłam na nic wpaść x.x

Konkurs ->> http://imagineitifyoucan.blogspot.com/

jakie to prawdziwe xd ♥


poniedziałek, 10 czerwca 2013

49. Będę cię miał zawsze przy sobie.

#Hannah
Praktycznie całą noc nie spałam. Nie mogłam uwierzyć, że Marco mi się oświadczył. To uczucie było nie do opisania.
Leżałam na łóżku i przyglądałam się jak mój narzeczony śpi. Widok idealny.
- Wiem, że się na mnie patrzysz.- usłyszałam zaspany głos.
- Niby skąd?- zdziwiłam się.
- Zgadywałem.- zaśmiał się.
Nagle obrócił się gwałtownie i zaczął mnie łaskotać.
- Maluszku ratuj mamę! Kopnij tatę porządnie.- śmiałam się.
- Znowu to robisz! Nastawiasz dziecko przeciwko mnie.- powiedział tym samym tonem.
- Jakoś muszę sobie radzić.- wzruszyłam ramionami.- Marco!
- Co jest?! Rodzisz?!- wystraszył się.
- To jest dopiero początek trzeciego miesiąca!- wyśmiałam go.
- To o co chodzi?
- Telefon mi dzwoni.
Godzinę później zwlekliśmy się z łóżka. Marco poszedł robić śniadanie, a ja się ubrałam.
- Mamy dzisiaj sporo roboty. Jak wrócimy od lekarza, to trzeba obdzwonić przyjaciół, zrobimy jakąś imprezę. Tylko trzeba jeszcze do sklepu wjechać.- powiedziałam schodząc ze schodów.
- Okej.- odparł i mnie pocałował.
Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy do lekarza.  Zanim weszliśmy do gabinetu minęła prawie godzina. W tym czasie zdążyliśmy zawiadomić wszystkich o imprezie.
- Dzień dobry
- Dzień dobry Hannah.- odparła pani doktor z uśmiechem.- Jak się domyślam to tatuś?- wskazała na Marco.
- Tak.- uśmiechnęłam się.
- Marco Reus.- wyciągnął dłoń.
- Elizabeth Linkolns.- uścisnęła ją.- To jak? Zaczynamy.
Marco usiadł przy mnie i złapał za rękę.
- Jeśli chcecie to mogę wam już zdradzić płeć dziecka.
- Tak, chcemy- odparliśmy zgodnie.
- Nie jestem pewna na sto procent, bo jest jeszcze wcześnie, w końcu to dopiero trzynasty tydzień, ale najprawdopodobniej będzie to chłopiec.
- Tak! Marco Junior!
- Może Mały zajmie miejsce tatusia w Borussii.- zaśmiała się.
- Już ja się o to postaram.- oznajmił Marco.
- No synku, będziesz miał ciekawe życie z takim tatusiem.
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy z panią doktor. Głównie mówiła mi co mogę robić, a czego nie.
- To chyba tyle.-uśmiechnęła się.- Zapraszam ponownie mniej więcej za miesiąc.
- Dziękujemy. Do widzenia.
Około piętnastej byliśmy w sklepie. Zrobiliśmy najpotrzebniejsze zakupy i wróciliśmy do Marco, wcześniej wjeżdżając do mnie po jakiś ciuch na nasze party.
Dwie godziny później byliśmy na miejscu planowanej imprezy.
Wszyscy zaproszeni zaczęli się schodzić około dziewiętnastej. Oczywiście jako pierwsza zjawiła się Heidi z Marcelem, później Zuza i Łukasz. Jako ostatni przyszedł Mario.
- To zanim zaczniemy. Mamy z Marco wiadomość dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą.- spojrzałam znacząco na Heidi.- Marco i ja jesteśmy zaręczeni.- uśmiechnęłam się.
Kiedy już przyjaciele skończyli nam gratulować, zaczęła się zabawa. Ja oczywiście nie piłam. Marco też próbował, ale po dziesięciu minutach stwierdził, że nie da rady i popędził do Mario.

#Zuza.
- Łukasz, jeśli zaraz się nie zbierzesz, to obiecuję ci, że tym razem nawet Kuba cię nie uratuje.- śmiałam się.
- Kochanie. Dziesięć minut i wychodzimy.- pocałował mnie.
- Okej, ale wtedy dziesięć minut krócej będ....
- Dobra! My lecimy! Wiecie, nowe łóżko i te sprawy.- przerwał mi.
- Łukasz, ty wiesz, ze nie mamy nowego łóżka?- spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Ciii. Idziemy. Szybko szybko.- klepnął mnie w tyłek.
Śmiejąc się pod nosem, jeszcze raz pogratulowałam narzeczonym i wyszliśmy. Taksówka już czekała. Łukasz podał kierowcy adres i ruszyliśmy.
Kiedy dotarliśmy do domu, oczywistym było, że Piszczu nie da mi spać. Tak więc tej nocy testowaliśmy "nowe" łóżko.
Rano, ubrałam się i od razu popędziłam do kuchni. Wiedziałam, że gdy tylko mój narzeczony wstanie będzie jęczał, ze boli go głowa i chce mu się pić. Nie pomyliłam się. Łukasz był teraz kompletnym wrakiem człowieka.
Dobrze, że wczoraj na imprezie był Klopp. Dzięki temu nie mają dzisiaj treningu.
- Co dzisiaj robimy?- zapytałam siadając obok Piszcza na kanapie.
- Nie wiem. Masz jakieś propozycje?
- Może przejdziemy się nad  jezioro.- zaproponowałam.
- Niech będzie.- pocałował mnie w policzek.
Przez chwilę go obserwowałam. Zachowywał się troszkę dziwnie. Obawiałam się, że znów zaczynają się problemy z biodrem. Ostatnio coraz częściej go bolało.
- Coś się stało?- wyrwał mnie z zamyśleń.
- To chyba ja powinnam zapytać. Łukasz widzę, że coś jest nie tak.
- Wszystko jest okej.- uśmiechnął się.
Sztucznie.
- Proszę, nie kłam. Znam cię wystarczająco długo. Martwię się. Znowu chodzi o biodro?
- Tak.- przyznał w końcu.- Ale wezmę coś przeciwbólowego i przejdzie.
- Łukasz! To jest poważna sprawa. I dobrze wiesz,  co o tym myślę.
- Wiem i rozumiem to, ale nie mogę teraz zostawić drużyny. Potrzebują mnie.
- Do jasnej cholery! Oni dadzą sobie radę!- zdenerwowałam się.
- Zuza....
- Nie Łukasz! Twoje zdrowie jest ważniejsze. Kevin może cię zastąpić.
- Ale ja nie chcę. Chcę grać. Operacja może trochę poczekać.
- Czy ty słyszysz samego siebie?! Nie mówimy tu o wycinaniu wyrostka. To jest poważna operacja.
- Dam radę.- upierał się.
- Zobaczymy czy będziesz tak mówił, jeśli już w ogóle nie będziesz mógł grać!- krzyknęłam.
- Nie będę, bo tak nie będzie!
- Naprawdę chcesz poświęcić zdrowie, dla kilku meczy?!
- To nie są zwykłe mecze! To jest Liga Mistrzów! Nie rozumiesz?!
- No właśnie nie rozumiem! I nie chcę rozumieć! Martwię się o ciebie idioto!
- Wcale nie musisz! Mówię ci że dam radę.
- To mnie wcale nie uspokaja! Mam dość patrzenia jak praktycznie każdego wieczoru cierpisz z bólu! Mam dość tej bezsilności, bo wiem że nie mogę ci pomóc! Mam tego dość!- zaczęły cieknąć mi łzy.
- A myślisz, że ja nie?!
- To dlaczego nie poddasz się tej cholernej operacji?!
- Ile razy mam ci powtarzać, że te mecze są dla mnie ważne?!
- Ważniejsze ode mnie?!- wypaliłam.- Są ważniejsze ode mnie?! No powiedz!
- Nie  są! Jasne, że nie
- Ale?- dokończyłam za niego.
- Nie chcę przegapić takiej okazji.
- Wiesz co?! Daj znać jak zmądrzejesz.- syknęłam i wybiegłam z mieszkania.
Pobiegłam do Kuby. Chciałam zadzwonić do dziewczyn, ale doszłam do wniosku, ze pewnie będę im tylko przeszkadzała.
- Zuza? Coś się stało?- otworzył mi drzwi.
- Chyba tak.- przetarłam polik.
- Wchodź. Porozmawiamy.- objął mnie ramieniem.- To o co chodzi?- zapytał gdy usiedliśmy.
- Nie przeszkadzam?- upewniłam się.
- Nie. Może Łukasz ci mówił, rozstałem się z Dominiką, więc mam dużo wolnego czasu.- uśmiechnął się.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Mów co się stało.
- Pokłóciłam się z Łukaszem.- westchnęłam.
- O co poszło.
- O jego biodro. Wiesz, że od kilku dni ciągle skarży się na ból.- powiedziałam, na co wytrzeszczy oczy.- Naprawdę nie wiedziałeś?!- zdziwiłam się.
- Nic mi nie mówił.- odparł.
- Myślałam, że wiesz.- mruknęłam.- Przed chwilą właśnie się o to pokłóciliśmy. Nie mogę patrzeć jak on cierpi, ale on nie potrafi tego zrozumieć.- wyżaliłam się.
- Łukasz jest uparty, to prawda.- przyznał Kuba.- Ale nie martw się. Wiem, że bardzo mu na tobie zależy i w końcu zrozumie. Znajdziecie kompromis.- przytulił mnie.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem.- puścił mi oczko.- Tylko nie pokazuj, że ci nie zależy. On musi wiedzieć, że naprawdę ci przykro.
- Miejmy nadzieję, że się uda.

#Heidi.
- Nie mogę uwierzyć, że to już finał!- ekscytowałam się.
- Kochanie, spokojnie. Gramy jutro.- Marcel się zaśmiał.
- No tak, ale... TO FINAŁ!
Blondyn zaśmiał się i poprawił na kanapie. Siedział, a ja leżałam z głową na jego kolanach. Było bardzo wygodnie.
- Chyba cieszysz się bardziej niż ja.
- No proszę cię. Nawet mi nie mów, że się nie cieszysz.
- Jasne, ze się cieszę, ale nie okazuję tego tak jak ty.
- Nic na to nie poradzę.- pociągnęłam go za koszulkę i pocałowałam.
Podniosłam się i usiadłam mu na kolanach.
- Wprowadź się do mnie.- powiedział opierając swoje czoło o moje.
- Co?- zaśmiałam się nerwowo.
- Wprowadź się do mnie.- powtórzył.
- Mówisz serio?
- Zawsze mówię serio.- uśmiechnął się.- Będę cię miał zawsze przy sobie. Po treningach będę mógł cię przytulić i nie będę obawiał się, ze musisz iść.- mówił jeżdżąc dłonią po moim ramieniu.
- A co z moim domem? Będę musiała go sprzedać.
- Może nie. Mogę go wynająć dla Leah, jeśli się zgodzisz.
- Jasne. Musisz tylko do niej zadzwonić.
- Czyli ustalone. Wprowadzasz się do nas zaraz po naszych wakacjach, po finale.
- To też było na serio?
- No jasne, że tak. Trzeba tylko ustalić gdzie się wybieramy.- pocałował mnie.
~*~
Od razu uprzedzam, że nie musicie się martwić o Piszcza i Zuzę. To jeszcze nie koniec. ^^^
mam nadzieję, że się podoba :3
możecie mi pozadawać jakieś pytania ;p ja nie gryzę ^^ (zakł. Pytania)
Kocham Was Miśki ♥ Do następnego ;*

khbvkdjsbvkdbvksz ♥__♥

środa, 5 czerwca 2013

48. Już chyba wiesz o co chodzi.

#Marco
- Denerwuję się. Ja się denerwuję.
- Reus uspokój się. Zachowujesz się jak pięcioletnie dziecko.- Heidi mnie wyśmiała.
- To nie moja wina. Ty byś się nie denerwowała na moim miejscu?
- Nie.- zaśmiała się.- Bo ja nigdy nie będę na twoim miejscu.
- Może i nie, ale wyobrazić sobie możesz, nie?
- No właśnie nie.- przyznała.- Już. Nie stresuj się tak blondynko.- klepnęła mnie w tyłek.
- Nie podrywaj mnie! Wiem, ze na mnie lecisz i w ogóle, ale ja mam dziewczynę. I to ciężarną!
- Trzeba było się zabezpieczać, to by dziecka nie było.
- Jesteś niemożliwa!- wybuchnąłem śmiechem.- Dziwię się jak Marcel z tobą wytrzymuje. Nigdy go nie widziałem z dziewczyną twojego typu.- oznajmiłem.
- Mojego typu?- zdziwiła się.
- Chodzi mi o to, ze jego dziewczyny zawsze były prawie jak on. Wyciszone, spokojne i milutkie.
- Chcesz mi powiedzieć, ze nie jestem wyciszona i milutka?- oburzyła się i rzuciła we mnie wstążką.
- Nie, wcale nie.- broniłem się.- Ty po prostu jesteś jego kompletnym przeciwieństwem.- wyjaśniłem.
- Powiedzmy, ze kupiłam tą wersję.- zaśmiała się.
- A co z tymi balonami?
- No jak to co? Dmuchaj!- zarządziła.
- A ty? Miałaś mi pomóc.
- Ja, jako, że tylko pomagam, będę je wiązała.
- Zabawne, baaardzo zabawne. Ciekawe jak ja się później odezwę.
- Spokojnie. Bez twojego gadania się obejdzie bejbe. A teraz ruszaj ten seksi tyłek i do roboty!
Zaśmiałem się pod nosem i zabrałem do dmuchania balonów. Na tym zajęciu zeszły mi prawie dwie godziny. Ledwo oddychałem, ale warto było. Zanieśliśmy wszystkie do mojej sypialni na podłogę.
- Dobra. Miejsce gdzie zapłodniłeś moją przyjaciółkę mamy z głowy. Co robimy w salonie?
- Myślałem, żeby zrobić romantyczną kolację. Tylko jest jeden problem.
- Jaki?
- Nie umiem gotować.- przyznałem.
- HAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA. To jak chcesz zrobić tą kolację?
- No właśnie.- zacząłem się do niej szczerzyć.- Pomyślałem sobie, że może mi pomożesz.
- Że ja? Mam gotować? Dobre żarty.
- No Heidi! Kochanie. Błagam Cię! Wiem, że umiesz.
- Skąd niby?- uniosła brew.
- Heidi, mi kiedyś mówiła.- uśmiechnąłem się.
- Dobra. Ale jeśli kiedyś ją skrzywdzisz, to będziesz się dławił tym co przygotowałam.
- Pierwszy raz mi grozisz, jeśli chodzi o Han.- zaśmiałem się, dość nerwowo.
- Bo to poważna sprawa.- przymrużyła oczy.
- Okej okej.- uniosłem ręce.
Heidi poszła do kuchni a ja zabrałem się za przystrojenie stołu. Byłem z siebie dumny, kiedy udało mi się równo położyć obrus.
- Wiesz co mnie zawsze zastanawiało?- odezwała się nagle.
- Co takiego?
- Dlaczego fani i paparazzi, prawie wcale was nie męczą.
- Po prostu umiemy się z nimi dogadać. Poza tym w Dortmundzie BVB jest traktowane jak świętość, ale to chyba wiesz, co nie?
- No tak. To można powiedzieć, że żyje wam się tutaj wspaniale.
- Można tak powiedzieć.- zaśmiałem się.- Dzięki, że mi pomagasz.
- Nie ma za co.- odparła.- A dlaczego nie poprosiłeś Mario?
- Sam nie wiem. Coś mi podpowiadało, że ty będziesz lepsza.
- Uznam to za komplement.- uśmiechnęła się.
- Bo to był komplement- puściłem jej oczko.
- I kto tu flirtuje.- zaśmiała się.
Pokręciłem głową i wróciłem do szykowania stolika. To jest na serio trudniejsze niż myślałem. Nigdy nie lubiłem się bawić w jakieś szczegóły i inne duperele. Ale muszę się postarać, bo w końcu chodzi o Hann.
Wyrobiliśmy się ze wszystkim kilkanaście minut po szesnastej. Hannah miała być u mnie o siedemnastej.
- No to ja spadam kochasiu.
- Lepiej trzymaj za mnie kciuki, a nie się śmiejesz.
- Nie masz się czym martwić.- przytuliła mnie.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc kochanie.- uniosłem brew.
- Oj Reus, ty blondynko. Powodzenia.- zaśmiała się i wyszła.
Zamknąłem drzwi i poszedłem się przebrać.

Kompletnie nie ma pojęcia o co chodziło Marco, kiedy zadzwonił dzisiaj rano i oznajmił, ze mam się ładnie ubrać i na siedemnastą u niego być. Dowiedziałam się tylko, że to miła niespodzianka. Jeszcze bardziej się przeraziłam. Znając jego możliwości, a właściwie nie znając ich, mogę spodziewać się nawet lotu na Marsa. Tym bardziej, że podobno Heidi mu pomagała.
Próbowałam odsunąć od siebie wszystkie te myśli i jakoś się wyciszyć. Kilka minut przed szesnastą zaczęłam się szykować.
- Chyba jednak nie powinnam zakładać tych szpilek.- mruknęłam patrząc na odbicie w lustrze.- Ciąża wymaga poświęceń.- dodałam zmieniając je na baletki.
Wzięłam torebkę i wyszłam z domu. U Marco drzwi były otwarte, więc weszłam bez pukania.
- Marco.- zawołałam.

#Marco.
- Już idę Skarbie.- odparłem, kiedy usłyszałem wołanie.
Poprawiłem włosy, psiknąłem się perfumami, schowałem pierścionek do kieszeni i wyszedłem do niej.
- Teraz nie ma odwrotu stary.- pomyślałem.
- Łał, jak tu ślicznie. Nie spodziewałam się.- zaśmiała się.- A z jakiej to okazji?
- A musi być okazja?- zapytałem.- Ale możemy uznać, że to dla naszego maluszka.- uśmiechnąłem się i pocałowałem ją.
- Powiedzmy, że wierzę.- uniosła brew.
- Jak wolisz.- wzruszyłem ramionami.- Widzisz kochanie, mamusi mi nie wierzy.- powiedziałem głaszcząc brzuch Han.
- A właśnie. Jutro mam wizytę. Idziesz ze mną?
- Mam trening.- odparłem smutno.
- Wiem, dlatego umówiłam nas pod wieczór. To jak?- zapytała siadając przy stole.
- Skoro tak, to jasne, że idę.- oznajmiłem.
Siedzieliśmy przy kolacji już ponad trzy godziny, a ja nadal nie mogłem się zebrać na odwagę, żeby poprosić ją o rękę.
- Przyniosę jeszcze szampana.- oświadczyłem lekko zdenerwowanym głosem.
- Nie powinnam już pić.- zaśmiała się.
- Skusisz się jeszcze na lampkę. Możesz iść do mojego pokoju.
Teraz już naprawdę nie było odwrotu. Hannah wstała i ruszyła w stronę sypialni. Włożyłem rękę do kieszeni i nerwowo bawiłem się pudełeczkiem.
- Dasz radę. Spokojnie ona się zgodzi.- pocieszałem się.
- Marco o co tu chodzi?
- Chyba już jest w pokoju.- zaśmiałem się.
- Już idę.- zawołałem.
Chwyciłem szampana i poszedłem do pokoju. Wiedziałem, ze się zdziwi. W końcu cała podłoga była w balonach, a sypialnię mam dość dużą.
Postawiłem szampana na biurku i uśmiechnąłem się do szatynki.
- Co ty kombinujesz?- spojrzała na mnie rozbawiona.
Jej oczy były tak radosne, jak wtedy gdy się poznaliśmy. To w tym spojrzeniu tak się zakochałem.
- Usiądź.- wskazałem na łóżko.
Kiedy się tam znalazła podszedłem bliżej i łapiąc ją za dłoń klęknąłem.
- Nie!- niedowierzała,
Uśmiechnąłem się i zacząłem mówić.
- Już chyba wiesz o co chodzi. Więc Hannah. Mam nadzieję, że uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać panią Reus. Wiem, że czasem się kłócimy, ale kocham cię najbardziej na świecie i nie potrafię o tobie nie myśleć. Wyjdziesz za mnie?
- Tak! Oczywiście, że tak.
Założyłem jej pierścionek na palec i pocałowałem.
- Kocham Cię Marco.
~*~
macie rozdział, a ja w końcu lecę spać xd ♥
nawet za bardzo nie wiem co jest w tym rozdziale, więc się nie dziwcie, że tam może być coś od czapy xd

właśnie tak teraz wyglądam xdd #heheszki