poniedziałek, 11 marca 2013

30. Widziałam jak całował jakąś dziewczynę

- Nie rozumiem o co tamtej babce chodziło.- zaśmiałam się, kiedy byliśmy na miejscu.
- Ja też. Ludzie nie czują naszego poczucia humoru.- poparł mnie Mats.
- Mało kto was rozumie.- podsumowała Zuza.
- Dzięki, milutka jesteś.- powiedziałam z sarkazmem.
Po pizzy udaliśmy się na lodowisko. Co z tego, ze nigdy w życiu nie miałam łyżew na nogach.
Raz się żyje! Zaszalej Zielona!
- Od razu mówię, że pierwszy raz mam do czynienia z lodowiskiem.- zaśmiałam się.
- Teraz to już na sto procent musisz tam wejść. My cie nauczymy.- oznajmił Tele.
- To ja chyba jednak podziękuję.- zaczęłam się śmiać.
- Ale ty jesteś wygadana.- stwierdził Łukasz.
- I za to cię lubię! Pjona!- wrzasnął Mats.
Przybiliśmy sobie hajfajf i pokuśtykałam na lód.
- Niech mnie ktoś trzyma!- krzyknęłam.
Po chwili znaleźli się przy mnie Mats i Marco.
- No nie wierzę! A może ktoś przy kim się nie zabiję?!- spojrzałam na Reusa.
- No dobraaa. Marcel zmień mnie.- zaśmiał się.
- Dzięki.- powiedziałam gdy przyjechał.
Przez dwadzieścia minut jeździłam trzymana przez nich. Później Mats mnie puścił, pod pretekstem, że tak się szybciej nauczę.
Jasne, że się udałoooo.
Z początku szło całkiem nieźle i byłam przekonana, że jako tako nauczyłam się jeździć. Oczywiście było całkiem inaczej. Przekonałam się o tym kiedy Marcel mnie puścił.

Jechałam sobie zadowolona, nagle ktoś mnie podhaczył i runęłam na lód. Blondyn od razu znalazł się przy mnie.
- Nic ci nie jest?
- Kostka boli. Chyba nici z naszego wypadu.- odparłam.- Przepraszam.
- Nie szkodzi.- uśmiechnął się.
Pomógł mi wstać i jakoś dostałam się do szatni.
- Zdejmij łyżwy, a ja powiem reszcie, ze idziemy do szpitala.- zarządził i po chwili go nie było.
- Na serio jestem kompletną ofiarą.- zaśmiałam się i zdjęłam łyżwę.
Z drugą nie było, aż tak łatwo, bo kiedy ruszyłam stopą, myślałam że popłaczę się z bólu. Kiedy Marcel wrócił, ściągnął łyżwy i wyszliśmy z szatni.
- Zamówię taksówkę.- oznajmił.

W szpitalu ludzi było od zarąbania. Doczłapałam się do krzesła i usiadłam.
- Trochę sobie poczekamy.- zaśmiał się Marcel i stanął obok.
- Chcesz usiąść?- zapytałam.
- Proszę cię! To ty tutaj masz kontuję. Jak już to mogę cię wziąć na kolana.
Zgodziłam się. Głupio by było gdyby te kilka godzin tak stał nade mną.
Siedzieliśmy tam ponad dwie godziny, a jeszcze ponad połowa ludzi przed nami.
- Chyba tu usnę.- ziewnęłam.
- Nie zdziwię się. Już prawie dwudziesta druga, a dzisiaj się wyszalałaś.- uśmiechnął się.
- Oj tam. Gdybym tak nie szalała, to nie będę miała co dzieciom wspominać.
- Widzę, ze przyszłość już masz zaplanowaną.
- No pewnie. Będę miała gromadkę dzieci i będę zajebistą mamuśką.- zaczęłam się śmiać.
- W to nie wątpię.- zawtórował mi.- To na naszą randkę wybierzemy się jak już będziesz mogła chodzić.- pocałował mnie w policzek.
- No chyba, że wolisz mnie nosić lub pchać mój wózek.- podsunęłam.
- Zawsze i wszędzie.- zaśmiał się.
Po kolejnych dwóch godzinach przyszła moja kolej. Weszliśmy do gabinetu.
- Witam znowu Heidi.- powitał mnie lekarz.
- Dzień dobry.- uśmiechnęłam się.
- Co tym razem?- zaśmiał się.
- Byliśmy na lodowisku, no i tak jakoś wyszło, że się wywaliłam i strasznie boli mnie kostka.- wyjaśniłam.
Po prześwietleniu z powrotem wróciłam z lekarzem do gabinetu. Zastaliśmy tam śpiącego Marcela.
- Przykro mi, ale musimy założyć szynę.- oznajmił lekarz.
- Trzeba? Nie ma innej możliwości?
- Spokojnie, jak na razie pogoda ma być dobra.- uśmiechnął się.
- Niby tak, ale nigdy nic nie wiadomo. Poza tym nie będę mogła chodzić na mecze chłopaków.- powiedziałam.
- Niestety, ale zdrowie jest najważniejsze.
Przez ponad godzinę męczyli się, z założeniem szyny. Wróciłam o kulach i zaczęłam budzić Marcela. Po kilku minutach mi się udało.
- To ja miałam zasnąć.- zaśmiałam się.
Odwzajemnił uśmiech i razem ruszyliśmy do wyjścia.
- Na ile jesteś uziemiona?
- Trzy tygodnie.- powiedziałam załamana.
- Uuu, to nieźle.
Blondyn zadzwonił po taksówkę. Kilkanaście minut później byliśmy pod moim domem.
- Chodź ze mną. Już późno, nie będziemy pana męczyć. Jest prawie druga.
W końcu udało mi się go namówić.
- Otworzysz?- zapytałam wyciągając klucze.
- Jasne.- wziął je.
- Macie jutro, właściwie dzisiaj, trening?
- Niestety tak, ale później, wiesz po meczu imprezy ...
- Ewentualnie siedzenie ze mną w szpitalu- zaśmiałam się.
- Ewentualnie

Obudził mnie potworny ból nogi. Szybko sięgnęłam tabletki, które wczoraj naszykowałam. Spojrzałam na zegarek. Prawie dwunasta. Wstałam z łóżka i pokuśtykałam do łazienki, żeby się przebrać. Kiedy wróciłam czekała na mnie najgorsza rzecz. Zejście po schodach.
- Powodzenia.- zaśmiałam się pod nosem.
Dobre dziesięć minut stałam przed schodami obmyślając sposób zejścia.
- Może pomogę?- usłyszałam za sobą głos.
- O. Myślałam, że już poszedłeś.- uśmiechnęłam się.
- Niespodzianka.- zaśmiał się.- To jak pomóc?
- Jak byś mógł.- wyciągnęłam rękę.
Nie złapał jej. Wziął mnie na ręce i zniósł ze schodów.
- Bo przepukliny dostaniesz!- powiedziałam kiedy mnie postawił.
- Nie przesadzaj.
Zjedliśmy śniadanie i Marcel wyszedł. Obiecał, że po treningu wróci, żeby sprawdzić czy się nie zabiłam. Posprzątałam trochę w salonie i usiadłam przed telewizorem. Około czternastej do domu wpadła Han i Zuza.
- Jak tam się ma moja kochana ofiara?- zaśmiała się Reusowa.
- Nie za dobrze. Jest uziemiona na trzy tygodnie.- odparłam.
- Uuu, no to nieciekawie.- odezwała się Zuza.
Dziewczyny siedziały ze mną tylko trzy godziny. Później wyszły na zakupy.
Ja też chcę !
Znowu zostałam sama. Obejrzałam jakiś kompletnie beznadziejny film. Po chwili usłyszałam dźwięk silnika. Wyjrzałam przez okno, żeby zobaczyć kto to. Z tego co wiem chłopaki mieli kończyć trening dopiero za godzinę. Zanim doczłapałam się do szyby samochód zdążył odjechać. Wyjrzałam i zobaczyłam Marcela.
Ucieszyłam się, ale dopiero po chwili dotarło do mnie, że on całuje się z jakąś dziewczyną. Szybko zasłoniłam rolety i zamknęłam drzwi. Kilka sekund później zapukał do drzwi.
Siedziałam na kanapie i ryczałam.
To, co zobaczyłam cholernie mnie zabolało. Wiem, Marcel nie był i nie jest moim chłopakiem, więc co mnie to obchodzi. A jednak. Przecież mieliśmy iść na "randkę", po co się ze mną umawia skoro ma dziewczynę?! Myślałam, że jest inny. Myliłam się, jest taki sam wszyscy faceci.
Rozkocha cię, a później kompletnie ma twoje uczucia gdzieś.
W pewnym momencie usłyszałam przekręcanie kluczy w zamku.
No tak! Dałam mu zapasowe klucze, żeby nie musiał czekać jeśli będę na górze.
Ale ja jestem głupia!
Szybko zerwałam się z miejsca i próbowałam wejść po schodach. Kiedy byłam prawie na górze Marcel wszedł do środka.
- Heidi! Czemu nie otwierałaś?- zaciekawił się.
- Nie chcę z tobą gadać.- powiedziałam, przetarłam oczy i dalej wspinałam się po schodach.
- Co się stało?- zdziwił się.
- Nie chcę z tobą gadać, rozumiesz?!- wrzasnęłam i łzy znów pociekły.
- Czemu płaczesz?!
- Daj mi spokój!
Mimo bólu w kostce pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i osunęłam się po nich. 
- Heidi, kochanie, co się stało?- zapytał łagodnie przez drzwi.
Ty się, kurwa, stałeś!- pomyślałam.
- Ile razy mam ci mówić, ze nie chce z tobą gadać?!- krzyknęłam.- I nie mów do mnie kochanie!
- Ale.. wyjaśnij mi, proszę, o co ci chodzi? Co źle zrobiłem?!- wyczułam irytację w jego głosie.
- Po prostu zostaw mnie w spokoju! Wyjdź i nie pokazuj mi się na oczy.- powiedziałam.
Łzy leciały mi jak oszalałe. Tak ciężko było mi to wszystko mówić, ale nie będę jego zabawką. Jeśli sobie myśli, że jeśli jest piłkarzem i może mieć każdą, to się grubo myli! Nie jestem taka głupia.
- Przepraszam. Cokolwiek zrobiłem, że teraz płaczesz, przepraszam. Wiedz, że mi na tobie zależy i tak łatwo nie odpuszczę. To mogę ci obiecać. Słyszysz? Nie odpuszczę!- oznajmił.
Więcej nic nie powiedział. Zapewne wyszedł. Wstałam z podłogi i ciągle płacząc otworzyłam drzwi. Nigdzie go nie było. Zeszłam na dół. Poszłam do kuchni, po czekoladę. Zawsze pomagała mi, kiedy byłam smutna. Miałam nadzieję, że w tym wypadku też nie zawiedzie.
- Masz to przed czym tak się chroniłaś. Złamane serce.- powiedziałam do siebie.- I po co ci to było?!
Ponad dwie godziny spędziłam na płakaniu i użalaniu się nad sobą. W końcu, mimo później pory, zdecydowałam się, żeby zadzwonić do Han.
- No co jest?- odebrała.
- Mogłabyś przyjść?- zapytałam zachrypniętym głosem.
- Co się stało?!- zapytała zmartwiona.- Zaraz będę.
- Dzięki.- rozłączyłam się.
Nie minęło pięć minut, a przyjaciółka u mnie była. Za to ją kocham, zawsze jest gdy jej potrzebuję.
- Bez obrazy, ale wolałabym pogadać tylko z Han.- zwróciłam się do Reusa, który wparował zaraz za nią.
- To samo mu mówiłam, ale uparł się, że też chce pomóc.
- Nie wiem czy się uda.- powiedziałam przecierając polik.
- Spróbujemy.- uśmiechnął się lekko.- Ale co się stało?
- On wie o... wiesz czym.- zapytałam szatynkę.
- Tak, wie o Marcelu.- oznajmiła.- Ale czemu o to pytasz? To chyba nie ma nic wspólnego z nim?
- Nawet nie wiesz jak bym chciała!- krzyknęłam i schowałam twarz w dłoniach.
- CO?!- zdziwili się.- Mów co jest na rzeczy.
- No bo, jak już pewnie wiecie Marcel nocował u mnie po tym jak wróciliśmy ze szpitala.
- Chyba do niczego nie doszło co nie?!- zaniepokoiła się Han.
- Jasne, że nie!- krzyknęłam.- No i powiedział, że po treningu wpadnie.- ciągnęłam.- Około dziewiętnastej usłyszałam samochód na podjeździe. Postanowiłam zobaczyć kto to, bo trening miał się skończyć jakoś po dwudziestej. Podeszłam do okna i zobaczyłam, ze to Marcel.- zatrzymałam się.
- Co dalej? Bo jak na razie nic takiego się nie wydarzyło.- zdziwił się Reus.
W gardle miałam wielką gulę, a do oczu napływały kolejne łzy, kiedy myślałam o tym co stało się później.
- Widziałam jak całował jakąś dziewczynę.- powiedziałam szybko.
- CO?!- ponownie nie ukrywali swojego zdziwienia.
Hannah od razu mnie przytuliła i zaczęła pocieszać. Marco siedział i ciężko nad czymś myślał.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć.- odezwał się nagle.- Nie chodzi o to, że ci nie wierzę, ale od kilku dni Marcel gadał tylko o tobie. Dlatego jakoś mi to nie pasuje.- wyraził swoje zdanie.
- A jednak. Wiem, że to twój przyjaciel, ale w tym wypadku zawsze będę po stronie Heidi.- powiedziała Han.
- Nie dziwie się.- odparł.- A wiesz może jak wyglądała ta dziewczyna?- zapytał.
- Nie przyglądałam się. Chyba miała blond włosy.- oznajmiłam.
- Jadę do Marcela. Pogadam z nim.- rzekł Reus wstając.
- To ty masz prawo jazdy?- zdziwiłam się.
- Mam. Od tygodnia, ale mam.- zaśmiał się i wyszedł.
~*~
hehszkyy :3 ale 'namieszłam' o ja niedobra! xdd
Mam nadzieje, że podoba wam się to, że trochę komplikuję życie Heidi xd
A jak nie to musicie to wytrzymać xdd

jeśli ktoś chciałby mieć dedykowany rozdział to piszcie na asku ;3

pytania, hejty, prośby etc -> http://ask.fm/poozytywnaa

9 komentarzy:

  1. CO ????????????!!!!!!!!!!!!!
    OOOOOOOOOOOOO. MÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓJ. BOOOOOOOOOOOOOOŻE.
    NIE. NO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA !!!! NO PRZECIEŻ ONI MUSZĄ MYĆ RAZEM !!!! NIE MA OPCJI ! JA SIĘ NIE ZGADZAM ! NIEEEEEEEEEEEEEEE !!!! MARCEL I HEIDI MAJĄ ! BYĆ ! RAZEM ! I TYLE !

    OdpowiedzUsuń
  2. twoje opowiadanie jest genialne. :)
    strasznie mnie intryguje, kim jest ta dziewczyna, nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału.
    pozdrawiam i zapraszam do siebie :) http://to-co-kocham-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale supcio dawaj szybko nexcik

    OdpowiedzUsuń
  4. to jest super, kiedy dodasz nastepna czesc??? czekam z niecierpliwoscia:):)

    OdpowiedzUsuń
  5. boski rozdział <3
    Co ten Marcel odpierdziela ?!
    I kim jest ta dziewczyna ?!
    O.O
    dawaj szybko kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. moze to jego siostra.

    OdpowiedzUsuń
  7. WTF ? :oooooooo

    OdpowiedzUsuń
  8. fjvbdosjbvsjdbos *.*

    OdpowiedzUsuń